czwartek, 24 lipca 2014

POTAS

"Przyziemny" minerał

W planach mam już opracowania, których akcja osadzona będzie w filmowej scenerii rodem z kina grozy oraz science fiction. Lejąca się strumieniami krew, makabra oraz międzywymiarowe podróże czasoprzestrzenne muszą jeszcze na chwilę zaczekać. Otaczająca mnie rzeczywistość zarówno realna, metafizyczna, jak i ta wirtualna zwracają moją uwagę w kierunku minerału, który jest tak jakby trochę bardziej "przyziemny". Z pewnością należy poświęcić mu trochę uwagi ponieważ jest on niezwykle istotny dla procesów fizjologicznych zachodzących w organizmie. Świadczy o tym fakt, iż jest to jeden z najczęściej przepisywanych przez lekarzy minerałów. A ponieważ aktualna pora roku sprzyja jego nadmiernej utracie, tym bardziej to najwłaściwszy czas, żeby podjąć właśnie ten temat.

POTA(to)S (to)POTAS


Wspomniana rzeczywistość wirtualna powitała mnie dzisiaj rano artykułem pochodzącym ze strony facebookowej mojego ulubionego Solgara. Dotyczył on między innymi badań porównawczych, które miały określić, który z produktów spożywczych ma większą zawartość potasu. I tak po żmudnych badaniach wykazano, iż w porównaniu z bananami, którym do tej pory przypisywano pierwsze miejsce, większa ilość tego niezwykle istotnego pierwiastka znajduje się w doskonale nam znanych, pospolitych ziemniakach. Ekipy naukowców musiały się pewnie nieźle napocić, żeby uzyskać dofinansowanie, a potem odpowiednio zinterpretować otrzymane wyniki badań (Szczegóły w artykule >>). Nie bez powodu podkreślam problem związany z potem, bo to jedna z bardzo istotnych furtek, przez które następuje utrata potasu z naszego organizmu, ale niestety nie jedyna. I z takim właśnie problemem, jeszcze tego samego dnia, zawitała do mojej apteki pewna pacjentka. Mimo przyjmowanej codziennie podwójnej dawki preparatu z potasem dostępnego na receptę oraz diety "kipiącej" tym pierwiastkiem, jego poziom cały czas utrzymuje się znacznie poniżej normy i niestety jest powodem szeregu uciążliwych objawów. Ponieważ w okresie wakacyjnym w aptekach raczej tłumów się nie uświadczy, a sprzedaż preparatów odstraszających komary oraz środków na chorobę lokomocyjną raczej nie daje ogromnej satysfakcji, problem pacjentki naprawdę mnie zaciekawił. Poczułem ekscytację w stylu mojego idola diagnostyki medycznej serialowego MD House'a i równie subtelnie jak on podsumowałem cały przeprowadzony wywiad przy pomocy szczeniackiego:

"Fajnie!"

Nie jestem co prawda lekarzem, no ale istnieje taki "hipotetyczny twór" jak opieka farmaceutyczna. Nikt na razie za bardzo nie wie komu i jak ma ona tak dokładnie służyć, no ale ktoś to musi w końcu odkryć. Może to będę właśnie ja. Ale czy moja analiza diagnostyczna będzie równie błyskotliwa jak rzeczonego mistrza zagadek medycznych? Mam też nadzieję, że po drodze nikt nie ucierpi, bo House potrafił siać dosyć spore spustoszenie, a on miał swój zespół, który to za niego później odkręcał. Ja na tą chwilę nie mam zespołu, no chyba, że uwzględnimy theDeszcz, ale nie wiem czy we dwóch damy radę to wszystko "pozamiatać". Zwłaszcza, że drugi człon wspomnianego teamu nie ma wykształcenia medycznego więc z pewnością jego spojrzenie byłoby nacechowane wysokim stopniem niczym nie skrępowanej kreatywności. Przydały by się jeszcze z dwie pary, najlepiej zgrabnych rąk do pomocy. Wczułem się w to kompletowanie zespołu. Myślę, że na zorganizowany casting dałby się namówić nawet Kuba, który bezgranicznie pogrążony jest obecnie w swoim autorskim projekcie "Poezja szeptana".

Żeby skończyć te moje dygresje dalszą część przedstawię w innowacyjnej dla mojego bloga formie korespondencji. Powstrzyma mnie ona przed kontynuowaniem, co prawda niezwykle ciekawego, ale dosyć luźno związanego z motywem przewodnim, wątku dotyczącego kompletowania koedukacyjnego zespołu diagnostycznego.

E-mail do Pani A.

Dzień dobry Pani A.

W nawiązaniu do naszej rozmowy w aptece dotyczącej Pani hipokaliemii przesyłam kilka informacji, które poukładałem na podstawie danych uzyskanych od Pani.

Stosuje Pani Kaldyum kaps., a czy próbowała Pani może jakieś inne preparaty zawierające potas?

Kaldyum obok Kalipozu to drugi najczęściej przepisywany przez lekarzy preparat z potasem. Obydwa zarejestrowane są jako leki, jednak ponieważ zawierają związek w formie nieorganicznej (chlorek potasu) jego przyswajalność wcale nie jest taka rewelacyjna jakbyśmy się tego spodziewali, a dodatkowo w przypadku Kaldyum podawana dawka 600mg nie określa zawartości jonów potasu, a całego związku, co w konsekwencji sprawia, że faktyczna zawartość jonów (Kaldyum 600 - 315mg jonów K+) jest mniejsza niż w Kalipoz prolong. (391mg jonów K+), który dodatkowo jest znacznie tańszy i refundowany. Forma nieorganiczna charakteryzuje się przyswajalnością na poziomie 10% (kiepsko). Znacznie lepiej przyswajalne są preparaty w postaci chelatów, glukonianów i cytrynianów. Tak więc przy pozornie niższej dawce możemy osiągnąć znacznie lepszy efekt terapeutyczny. Dołączę kilka linków do mojego bloga poświęconego leczeniu zespołu abstynencyjnego, bo akurat w tej dolegliwości następuje znaczna utrata jonów potasu, tak więc leczenie będzie wyglądało analogicznie. Pierwszy link dotyczy potasu firmy Solgar: Potas firmy Solgar >>

Potas Solgara zawiera 99mg jonów K+, czyli teoretycznie 1/3 dawki, którą Pani przyjmuje, ale z doświadczenia wiem, że minerały tej firmy są dużo lepiej przyswajalne niż z preparatów innych firm, często nawet tych z przepisu lekarza.
Załączam poniżej przygotowaną przeze mnie tabelę wybranych preparatów potasowych dostępnych w naszych aptekach.

Tabela preparatów potasowych

Nazwa Producent Opakowanie Postać K+ [mg]
Z PRZEPISU LEKARZA
Kalipoz prolongatum GSK 30 tabl. chlorek 391
Kalipoz prolongatum GSK 60 tabl. chlorek 391
Kaldum Egis 50 kasp. chlorek 315
Kaldum Egis 100 kasp. chlorek 315
KALIUM Effervescens Synteza 20 sasz. cytrynian
+ wodorowęglan
782
Kalium gluconicum Polfarmex syrop 150 ml glukonian 260mg/5ml
W SPRZEDAŻY ODRĘCZNEJ
Solgar Potas Solgar 100 tabl. glukonian 99
Kalivit Farmapol 60 tabl. glukonian 46
Kalivit forte Farmapol 60 tabl. glukonian 100
Potas Naturell 60 tabl. glukonian 80
Olimp Potas Olimp Lab. 60 tabl. cytrynian 150
Potazek Adamed 50 kaps. chlorek 315
Potazek Adamed 100 kaps. chlorek 315
Katelin LEK-AM 50 kaps. chlorek 315
Katelin LEK-AM 100 kaps. chlorek 315

W części poświęconej minerałom jest również opisany jeszcze jeden ciekawy preparat zawierający w swoim składzie magnez: Fin Magnesatabs >>

Jaki magnez i jakie dawkowanie?

Wspominała Pani, że stosuje magnez, ale nie wiem jaki i w jakich dawkach, a to może być bardzo istotne, bo właśnie magnez kontroluje działanie pompy sodowo-potasowej. Polecam akurat ten podlinkowany powyżej preparat, bo jest po prostu rewelacyjny i potwierdzą to nasi pacjenci, którzy z racji różnego rodzaju chorób głównie neurologicznych (padaczka, stwardnienie rozsiane) potrzebowali coś naprawdę dobrego.

Dieta bogata w jony potasu

Z naszej rozmowy pamiętam, że ma Pani na uwadze kwestię właściwego doboru produktów spożywczych o dużej zawartości potasu. Jednak pomimo systematycznej suplementacji i stosowania tylu różnych produktów z wysoką zawartością potasu (ziemniaki, banany, pomidory, figi i inne) jego poziom jest cały czas znacznie obniżony. Obecnie w produktach spożywczych zawartość witamin i minerałów jest znacznie niższa, a ma to związek z procesami z wykorzystaniem różnego rodzaju substancji chemicznych, zarówno przy samej uprawie, jak i przy przetwarzaniu żywności. Ponieważ transportery jonowe (wspomniana pompa) zależne są nie tylko od jonów potasu, ale także od stężenia jonów: magnezu, wapnia oraz sodu, ważna jest także dbałość o ich odpowiednią zawartość w pożywieniu. Czasem nie koniecznie samo zwiększanie dawek potasu zda egzamin, może być konieczne drastyczne ograniczenie ilości soli, której wszyscy nadużywamy ze względu na jej dużą zawartość w przetworzonej żywności. Dieta zawierająca duże ilości soli kuchennej prowadzi do zwiększenia wydalania potasu z moczem. Polecam artykuł na stronie Solgara >>, w którym został poruszony ten temat. Analogicznie działają wszystkie inne produkty o działaniu moczopędnym jak: kawa, herbata, czy alkohol. Często bardzo istotny jest proces przygotowania potraw, jak np. w przypadku ziemniaków. O tym w kolejnym artykule na stronie Solgara >>.

MAKA

W tym miejscu polecę bardzo ciekawy produkt o dużej zawartości potasu, który ze względu na swój niezwykły skład również znalazł się wśród moich propozycji na kaca:

7 czynników do zadań specjalnych - MAKA

Maka u nas niestety dostępna jest wyłącznie w postaci kapsułek i nie znalazłem jakiegoś ciekawego producenta godnego polecenia, ale ta produkowane w Czechach przez firmę Uncaria CR, w postaci proszku, to naprawdę świetny produkt (w razie problemów ze znalezieniem służę pomocą). Maka w proszku to kompleks bardzo dobrze przyswajalnych, naturalnych witamin, minerałów i aminokwasów. Przede wszystkim charakteryzuje się dużą zawartością potasu oraz bardzo interesującego aminokwasu: L-argininy, który bardzo korzystnie wpływa na poprawę krążenia obwodowego. Zwłaszcza u osób z niskim ciśnieniem, jak Pani, może rozwiązać problemy związane z naczyniami obwodowymi, układem krążenia, w tym mięśniem sercowym oraz układem nerwowym. Więcej szczegółów dotyczących L-argininy znajdzie Pani na stronie Solgara, który posiada w swojej ofercie czysty aminokwas w dawce 500 i 1000 mg: Solgar L-Arginina >>. Znajduje się tam również informacja na temat funkcji ochronnej L-argininy względem bardzo istotnego narządu, który w Pani przypadku może również nasilać utratę potasu.

Wątroba i jej wpływ na gospodarkę jonową

Istnieją badania, które potwierdzają, iż u pacjentów z marskością wątroby następuje wzmożona utrata potasu. Poza najbardziej popularną substancją, która może powodować tego typu uszkodzenie w obrębie wątroby, czyli alkoholem, który zainspirował mnie do stworzenia wyżej wspomnianego bloga, innymi równie niebezpiecznymi czynnikami mogą być wirusowe zapalenia wątroby. Wspominała Pani, że jest nosicielką wirusa typu B, możliwe więc, że jest on w części odpowiedzialny za zaburzenia elektrolitowe, będące konsekwencją uszkodzenia komórek wątroby. Może trzeba pomyśleć o jakimś działaniu w kierunku ochrony komórek wątroby - witaminy z grupy B (polecam Solgar i Finclub), fosfolipidy sojowe (preparaty typu Essentiale), lecytyna (też Finclub i Solgar), czy wspomniana wyżej L-arginina Solgara. Dysfunkcja wątroby może prowadzić do zaburzeń trawienia i wchłaniania, a także uporczywych zaparć. W przypadku tej ostatniej dolegliwości pacjenci sięgają po preparaty na bazie senesu, kruszyny, czy rzewienia, a wszystkie tego typu leki przeczyszczające przyczyniają się do utraty potasu i pogłębienia hipokaliemii.

Na razie to kilka takich luźnych informacji. Jak uda mi się to jakoś wszystko poukładać to opublikuję na moim blogu poświęconym minerałom: sole-mineralne.blogspot.com. W razie jakichkolwiek pytań lub uwag proszę o kontakt. Czekam również na informacje od Pani, bo to właśnie pacjenci dysponują najbardziej wiarygodną wiedzą na temat skuteczności leczenia, a pomimo wydawać by się mogło bardzo łatwego dostępu do informacji w dzisiejszych czasach coraz trudniej o rzetelne i wiarygodne opracowania. Nawet ten mój mail do Pani wygląda jak reklama Solgara, Finclubu, czy Uncari, ale gwarantuję, że są to producenci, których sami z żoną odkrywaliśmy szukając dobrej jakości preparatów dla naszych dzieci i dla nas, i praktycznie obecnie stanowią one trzon naszej domowej apteczki. Sporadycznie sięgamy po produkty innych firm. Zostało jeszcze kilka godnych polecenia, ale na pewno nie jest to bardzo długa lista ;).

Pozdrawiam

Wojciech Musiał


Odpowiedź Pani A.


Witam!

Już na początku dziękuję za informacje. Zacznę od końca czyli tematu "mojej wątroby". W tej chwili jestem pod opieką lekarza specjalisty z krakowskiego szpitala Jana Pawła II i kończę cały panel badań mający określić stan mojego organu, i ewentualną kwalifikację do programu leczenia WZW. Być może problem minerałów przestanie mnie dotyczyć, albo dotknie jeszcze bardziej po ewentualnej dawce chemii. Drugim podstawowym składnikiem mojej codziennej kuracji jest Essentiale forte. Jeśli chodzi o suplement potasu, to oprócz preparatu Kaldyum - przepisanego mi przez lekarza stosowałam też ten potas Solgara - przez jeden miesiąc, ale mam wielki kłopot z połknięciem tabletek i w/w Kaldyum było dla mnie wybawieniem. Jednak Pańskie sugestie i mizerne wyniki skłonią mnie chyba do powrotu do tego bezreceptowego preparatu. Jeśli chodzi o dietę (sól) - już od paru lat cała moja rodzina jest na diecie małosolnej (używamy soli morskiej), gotujemy na parze, bez nadmiaru tłuszczu. Jeśli chodzi o L-argininę, to już kiedyś czytałam o niej, jako źródle "wzmocnienia" wątroby i nawet się zastanawiałam nad zakupem preparatów. Powstrzymało mnie tylko tempo jakie pani doktor nadała moim badaniom. Zainteresował mnie ten produkt Maka. Czy jest to coś co może stosować cała rodzina - głównie chodzi mi tu o dzieci, które w szkole spotykają się ze śmieciowym jedzeniem?
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za informacje.
A.

Happy end

Moje kolejne spotkanie z panią A. przebiegło już w atmosferze obopólnego zadowolenia. Po zażyciu jednego opakowania potasu firmy Solgar badanie wykazało poziom 4,3 mmol/l, a ponieważ prawidłowe stężenie tego minerału obejmuje przedział od 3,5 do 5,0 mmol/l, wynik ją po prostu zachwycił. Tak więc jedynym problemem w jej przypadku była niedostateczna przyswajalność stosowanych wcześniej form nieorganicznych. Moja radość natomiast wynikała z satysfakcji, iż zastosowanie się do mojej porady odniosło oczekiwany skutek, a zadowolona pacjentka przyjechała specjalnie do nas po preparat Solgara, a nie zrealizowała recepty na Kaldyum w przypadkowej aptece. Dodatkowo podbudował mnie fakt, iż to co wcześniej opowiadałem pacjentom na temat wyższej przyswajalności form chelatowych, to nie jakieś "bzdury wyssane z palca", bo niektórzy z nich gdy przekazali tą "nowinkę" swoim lekarzom uzyskali właśnie taką informację zwrotną. Tak więc wielu lekarzy niestety nadal stoi na stanowisku, iż kluczowa jest dawka, a jak pokazał przedstawiony tutaj przykład w przypadku soli mineralnych i witamin jednak to właśnie ich postać oraz jakość preparatu są najbardziej istotne.

A z panią A. jeszcze pewnie nie raz się spotkamy. Jeżeli nie przy okazji zakupu potasu Solgara, to zapewne jakiegoś innego preparatu, bo w trakcie naszych rozmów o solach mineralnych okazało się, że nasze dzieci mają podobny problem zdrowotny w przypadku, którego właśnie niezwykle istotną rolę odgrywa gospodarka jonowa i związana z tym konieczność włączenia suplementacji wysokiej jakości składników mineralnych. Ale o tym więcej w którymś z kolejnych wpisów serii:

SOLE-MINERALNE.blogspot.com

środa, 9 lipca 2014

JOD

Purple Haze

"Purple haze" miało być kontynuacją mojego toku myślowego rozpoczętego przy okazji wpisu dotyczącego bromu. Wspomniałem tam o solach leczniczych jodowo-bromowych oraz o kopalniach soli kamiennej, a jak wszystkim wiadomo to właśnie jodowanie soli kuchennej w głównej mierze ma zaspokoić nasze zapotrzebowanie na ten niezwykle ważny mikroelement. Tak więc plan był świetny i zapewne by się powiódł, gdyby nie "WIELKIE" ODKRYCIE POLSKICH NAUKOWCÓW, które wybiło mnie z rytmu i zaburzyło misternie utkaną koncepcję. Ale może i dobrze się stało, bo ociągałem się straszliwie z pozbieraniem do kupy wszystkich wątków, co zapewne jest efektem znacznego ograniczenia spożycia soli kuchennej. W konsekwencji wpłynęło to na zmniejszenie ilości przyjmowanego jodu. Dopiero wypoczynek nad morzem pozwolił na zrekompensowanie tych niedoborów, poukładanie chaotycznie krążących po głowie myśli i przelanie ich na ... (ekran?!)

Dlaczego "Purple haze"?

Jod ulega bardzo ciekawej reakcji związanej z bezpośrednim przejściem z stanu stałego do gazowego. Właśnie to zjawisko zwane sublimacją od razu skojarzyło mi się z "purpurową mgiełką" mojego guitar hero Jimiego Hendrixa. Opary jodu mają kolor fioletowy, stąd też pochodzi jego nazwa (stgr. ἰοειδής ioeides = fioletowy). Przyznam się w tym miejscu, iż dla mnie kolor fioletowy i purpurowy to jeden i ten sam kolor, ale zapewne się mylę i zostanę posądzony o straszliwą ignorancję. Ale podobno mężczyźni znają tylko dwa kolory - ładny i brzydki, tak więc i tak wydaje mi się wykazuję się ponadprzeciętną znajomością tej dziedziny na tle męskiego stada. Już sama symbolika koloru fioletowego, pokazuje jego ogromną wyjątkowość. Tak więc zapewne tego samego możemy spodziewać się po jodzie.

Purpurowa mgiełka vs.

Śmierdząca brunatna ciecz

W opozycji do omówionego wcześniej śmierdzącego, brunatnego bromu staje jod w postaci fioletowej mgiełki. Jeszcze na moment odłożymy na bok farmakologiczne właściwości i zajmiemy się warstwą metaforyczną. Skupimy się w tym miejscu na symbolice kolorów, która bardzo często trafnie odkrywa wiele znaczeń i możliwości.
Brunatny to jeden z odcieni koloru brązowego, który swój charakter uzyskuje dzięki domieszce czerni. Brąz jest symbolem ziemi, pracowitości, praktyczności i konkretnych działań, ale także wiąże się z nim brak poczucia własnej wartości i silna potrzeba rekompensowania słabości. Czerń to kolor żałoby, straty, bólu i tęsknoty, a także bezskutecznego poszukiwania rozwiązania.
Tak więc na podstawie symboliki kolorystycznej możemy zbudować wizerunek bromu, jako czynnika, którego zadaniem jest krótkotrwałe zażegnanie problemu, bez zwracania uwagi na długoterminowe konsekwencje, często bardzo niebezpieczne. Chęć jego zastosowania wynika z potrzeby zaspokojenia niskich pobudek. Skuteczność i opłacalność wysuwają się na plan pierwszy, a ewentualne ryzyko jest lekceważone.

Podążając tym samym tropem rozkładamy na czynniki pierwsze purpurę, i tak otrzymujemy zarówno akcenty koloru fioletowego, jak i czerwieni. Fiolet to niezwykłość, tajemnica, magia, oderwanie się od codzienności i podążanie w kierunku samorozwoju, realizacji marzeń i pragnień. Tak więc fiolet to całkowite przeciwstawienie się przyziemności i pospolitości, którą reprezentował brąz. Za nim podąża duchowość, metafizyka i poszukiwanie odpowiedzi na filozoficzne pytania.
Czerwień natomiast to emocje, żywioł, pasja, energia oraz krew symbolizująca życie. Purpura bezbłędnie określa cechy jakimi charakteryzował się geniusz artystyczny Jimiego Hendrixa i moim skromnym zdaniem wspaniale pasuje do możliwości jakie drzemią w jodzie, ale o nich jeszcze trochę później.

Efekty kolorystyczne z udziałem jodu znalazły zastosowanie w przemyśle spożywczym. Dzięki ciekawej reakcji, którą daje po połączeniu ze skrobią otrzymuje się zabarwienie w zakresie od fioletowo-czarnego do niebiesko-fioletowego. Przy użyciu Płynu Lugola można wykryć różnego rodzaju machlojki polegające np. na zagęszczaniu śmietany poprzez dodawanie do niej mąki. Obydwa te produkty spożywcze jeszcze pojawią się w tym opracowaniu. Zgodnie z omówionym powyżej znaczeniem koloru czarnego uzyskiwane w wyniku takiej reakcji kontrolnej zabarwienie fioletowo-czarne świadczy o dużym stężeniu skrobi i dużej skali oszustwa.

Inna kolorystyczna ciekawostka wiąże się z tzw. purpurą tyryjską. Charakterystyczne zabarwienie zawdzięcza ona nie atomom jodu, ale właśnie postawionym w opozycji anionom bromowym, a tak precyzyjniej to związkowi o nazwie dibromoindygo, który zawiera w swojej cząsteczce właśnie dwa atomy bromu.

No i w taki właśnie sprytny sposób od efektów kolorystycznych i starcia dwóch barwnych składników przechodzę do kolejnego podrozdziału poświęconego tematyce morskiej. Tam właśnie znajdziecie odpowiedź na pytanie jaki związek ma purpura tyryjska z morzem.

Motywy marynistyczne

Mam nadzieję, że nie otrę się o marinizm

Jak obiecałem, tak też czynię i kontynuuję wątek związany z dibromoindygo. Ponieważ rzeczony barwnik pozyskiwany był z wydzieliny ślimaków morskich z rodziny rozkolców, głównie Haustellum brandaris, dlatego też informacja na temat purpury tyryjskiej znalazła się właśnie na mojej liście motywów marynistycznych. Jak to w przypadku większości wątków ocierających się o brom, tak i tutaj możemy liczyć na drastyczne akcenty - śmierć niewiniątek i makabra. A skala rzezi była ogromna, bo w celu uzyskania barwnika wystarczającego na zafarbowanie jednej tkaniny życie musiało poświęcić 16 tysięcy ślimaków. Miażdżone, rozcierane i solone stawały się elementem kolorystycznym niezwykle pożądanych tkanin, na które mogli sobie pozwolić tylko władcy oraz najbogatsi dostojnicy. Nawet tak unikatowa purpurowa barwa nie jest w stanie przysłonić prawdziwej natury bromu, jak sami widzicie cierpienie, śmierć i wyzysk. Pierwszy motyw ze względu na nikły związek z jodem pomimo tak zaszczytnej pozycji z pewnością nie będzie najważniejszy.

Drugi już znacznie bardziej jodowy to mój wcześniejszy niż zwykle wyjazd wakacyjny nad Bałtyk, który natchnął mnie do zajęcia się właśnie tym niezwykłym składnikiem. Co prawda już przy okazji pracy nad bromem jod był w planach, no ale jakoś tak się to odwlekało w czasie, tak więc z całą pewnością nadmorski wypadzik stał się akceleratorem.

Kolejny (trzeci - mam nadzieję, że nadążacie) to właśnie cel który przyświeca wszystkim pozasezonowym nadmorskim wczasowiczom - nałapać jodu ile wlezie. Naprawdę rozbawiła mnie jedna z przeczytanych opinii, że najwięcej jodu jest nad morzem, w czasie mocnego wiatru i sztormu. Zacząłem drążyć temat bo ja znałem koncepcję dotyczącą okresu kwitnienia alg morskich, czyżby była ona nieprawdziwa?
Analogicznie moglibyśmy wysnuć tezę, iż najwięcej leku wziewnego znajduje się w opakowaniu, kiedy naciskamy na spust aplikatora. No dobra wrednie czepiam się sformułowań zamiast skupić się na istocie rzeczy. Nie bez powodu zastosowałem metaforę z użyciem leku wziewnego (tak jak się spodziewałem marinizm był nieunikniony), bo właśnie za sprawą mocnego wiatru i spienionych fal morskich powstaje solankowa mgiełka (haze), ale tym razem już nie purple. Chociaż w tym przypadku może bardziej adekwatne byłoby wprowadzenie nowego terminu - nebula.
Tak więc może sformułowanie było niezbyt fortunne i na samą ilość jodu to te sztormy raczej nie mają wpływu, ale faktycznie na zwiększenie jego dostępności poprzez proces nebulizacji (mój kolejny faworyt lingwistyczny zaraz po sublimacji) to z pewnością tak.

Wspomniany powyżej termin nebula w języku łacińskim jest odpowiednikiem naszej angielskiej mgiełki, czyli haze i określa takie zjawiska jak: mgła, chmura, czy para. W języku angielskim również funkcjonuje pojęcie nebula jednak ogranicza się ono do astronomicznej mgławicy. Chcę uniknąć stworzenia kolejnego podrozdziału poświęconego motywom kosmicznym, ale tych którzy poszukują akcentów astronomicznych odsyłam do rozdziału poświęconego księżycowemu pierwiastkowi - istny kosmos. Pewnie właśnie tak powstało określenie "kosmate myśli". Chyba pominąłem moją dzisiejszą dawkę Kelpa, bo bredzę niemiłosiernie.

O innym aspekcie związanym z wziewnymi aerozolami leczniczymi z uparcie powracającym udziałem bromu zainteresowanych odsyłam do rozdziału poświęconego bromowi, a teraz myślę że już najwyższy czas na kolejny motyw tym razem związany z morskimi żyjątkami, no więc może (morze) trochę szerzej na temat wspomnianych alg.

Kiedy zagłębiłem się w tajniki algologi (wbrew temu co pewnie co poniektórzy sobie pomyśleli pojęcie to nie powstało za sprawą mojego kreatywnego umysłu, tylko funkcjonuje jako termin naukowy) znalazłem kolejne dowody na poparcie tezy o wpływie sztormów na poziom jodu, równocześnie potwierdzające moją ignorancję w tej materii. Sprawa dotyka innej materii, a mianowicie tej z której zbudowane są rzeczone glony, czyli tzw. plechy. Plecha ta pod wpływem działania fal morskich ulega rozerwaniu, a zachodzący w ten sposób proces fragmentacji stymuluje podziały komórkowe, co prowadzi w konsekwencji do powstania nowych plech, które to są bogatym źródłem jodu. Tak więc moje podsumowanie powyższego "akapitu nebulizacyjnego" (ten termin już nie jest tak szeroko stosowany w świecie nauki) nie do końca jest prawdziwe. Reasumując: sztormy brutalnie rozdzierające gloniaste plechy wywierają istotny wpływ na zawartość jodu. Od tej chwili jest to moje oficjalne stanowisko.

Najbardziej znane algi, którymi zainteresował się przemysł farmaceutyczny to: spirulina, chlorella i kelp. Jeżeli wielka farmacja się interesuje to i farmaceuta w mojej skromnej osobie też się nimi zainteresował. Pierwsza znalazła się liście siedmiu czynników do zadań specjalnych polecanych przeze mnie w walce z jedną bardzo uporczywą dolegliwością, drugą stosuje moja żona i bardzo sobie ją chwali, a ostatnią właśnie zacząłem stosować ja i od razu zaobserwowałem pewne korzystne efekty, a do momentu w którym zajmę się właściwościami farmakologicznymi jodu myślę, że zgromadzę już pokaźną listę własnych spostrzeżeń na temat kelpu. Algi to nie tylko jod ale cała lista innych składników, tak więc aby omówić ich właściwości muszę pomyśleć o osobnym wpisie, w którym zaproponuję kilku ciekawych producentów. Na pewno ze względu na bogate źródło jodu warto pomyśleć o suplementacji, bo na włączenie ich do naszej codziennej diety raczej mamy małe szanse. Właśnie dzięki temu, iż dieta Japończyków jest urozmaicona tymi morskimi glonami, mogą się oni cieszyć dobrodziejstwem dostarczanego w ten sposób jodu. Nam pozostaje jedynie "posmakować" alg w postaci szeroko stosowanych obecnie dodatków do żywności. Jeżeli na etykietach spożywanych produktów znajdziemy takie symbole jak: E401, E406, czy E407 to znaczy właśnie, że delektujemy się potrawą z frutti di mare. W przypadku wymienionych substancji, kolejno: alginianu sodu, agaru i karagenu, przemysł spożywczy bazuje na ich właściwościach żelujących i zagęszczających, tak więc jakichś spektakularnych efektów terapeutycznych nie możemy się po nich spodziewać. Pozostaje nam więc znaleźć dla siebie jakiś suplement. Wkrótce postaram się dodać wpis w którym przedstawię swoje suplementowe rekomendacje (jedna z nich to z pewnością wspomniana powyżej pozycja No5).

No a teraz czas na kilka słów w obronie mojego pierwotnego stanowiska w kwestii zawartości jodu w nadmorskiej bryzie. Tak jak sądziłem nie tylko sztormy decydują o ilości fitoplanktonu, ale i jego naturalny cykl rozwojowy dyktowany następstwem pór roku. W przypadku Bałtyku obserwuje się trzy szczyty wzrostu liczebności. Największy zakwit występuje na wiosnę - od marca do maja (w niektórych obszarach zaczyna się już w lutym) i zawdzięczamy go okrzemkom i bruzdnicom, kolejny (letni) następuje za sprawą sinic, z których wiele gatunków wykazuje dużą toksyczność, to właśnie im zawdzięczamy okresowe zakazy kąpieli w rejonach, w których się pojawią. Jeszcze mniejsza liczebność, głównie okrzemek i kryptofita występuje w okresie jesiennym. W zimie glony praktycznie się nie rozmnażają więc ich liczebność w tym okresie drastycznie spada.

Jak pewnie wszyscy wiemy nie ma w naszym kraju tradycji spożywania glonów (nie liczę tych przemycanych cichcem przez producentów pod postacią wspomnianych wyżej E401, E406, E407), tak więc musimy pokusić się o poszukanie jakichś alternatywnych źródeł pokarmowych. Tak też czynimy w trakcie naszych wakacyjnych pobytów nad morzem, znacznie zwiększamy ilość spożywanych świeżych ryb morskich. Jako mieszkańcy Polski południowej na co dzień nie mamy takiej możliwości, tak więc właśnie okres wakacji to czas nadrobienia całorocznych zaległości. Nad Bałtykiem bezpośrednio od rybaków możemy zakupić za całkiem przyzwoite pieniądze świeżo wyłowione z morza: flądry, okonie, śledzie, sandacze, czy dorsze. Jod to nie jedyne dobrodziejstwo zawarte w rybach, bardziej znane to kwasy omega, do omówienia których już niebawem przystąpię na mózg.blogspot.com.

"Last but not least"

Jedna z hipotez powstania tytułu purpurowo-mglistego, tudzież mgliście-purpurowego utworu Hendrixa, któremu ten rozdział zawdzięcza swój tytuł, mówi o śnie artysty, w którym chodził po dnie oceanu otoczony fioletową mgiełką. Ja tam osobiście uważam, że to ściema i "purpurowa mgiełka" to po prostu wynik jego oczarowania możliwościami jakie dawała odmiana konopi indyjskich o nazwie Purple Haze tudzież LSD. Steve Jobs swoje wizjonerstwo też w dużej mierze zawdzięczał halucynogenom, tylko on się od tego nie odcinał, ale wracając do Hendrixa, może faktycznie to efekt działania purpurowych oparów jodu z dna oceanu, a nie LSD, czy kannabinoidów. Dowiedziono przecież naukowo, że sny oraz wizje mogą wpływać na reakcje naszego organizmu, więc może i tak też się stało w przypadku sennych spacerów Hendrixa. To zapewne tak zwany stupor (otępienie - "przymglone" myśli) charakterystyczny efekt przedawkowania jodu, co możliwe bo Jimi w kwestii indywidualnego doboru dawek zawsze wykazywał się przesadą, więc pewnie i w snach nie ustalał limitów. Bo o czym artysta traktuje w swoim z lekka chaotycznym w warstwie tekstowej poemacie muzycznym: zaburzona reakcja na bodźce czuciowe, wzrokowe, dotykowe, rozchwianie emocjonalne, stany depresyjno-maniakalne, czary, zaklęcia ... Trochę przesadził z tym jodowaniem. No ale niestety to właśnie cały Jimi, mój guru w kwestii wirtuozerii gitarowej i farmakologii stosowanej. Niestety kiedy w 1970 roku przystąpił do "badań" nad barbituranami ponownie wykazał się nadgorliwością i tak zakończyła się jego kariera zarówno "farmakologiczna", jak i co najbardziej dotknęło wszystkich jego fanów, także i muzyczna. Powtarzam się, ale dawka ma znaczenie - pamiętajcie o tym prowadząc swoje własne "badania". Gdyby pozostał przy oceanicznej "purpurowej mgiełce" pewnie by nas jeszcze zachwycał swoimi kompozycjami, a tak w charakterystyczny dla jodu sposób sublimował i sam stał się mgiełką - ze względu na ogromny potencjał artystyczny z pewnością purpurową.

Spychany w cień ogromny potencjał

Jimi cieszy się nadal niesłabnącą popularnością, zna go każdy szanujący się gitarzysta i nadal zyskuje coraz to nowych fanów. Z omawianym jodem sprawa wygląda już trochę inaczej. Mimo ogromnych możliwości jego popularność znacznie osłabła - intensywny fiolet sławy wyblakł i tak jakby zmajtkowiał.

Pacjenci panicznie boją się włączyć suplementację jodu, gdyż na temat ewentualnych działań niepożądanych rozprzestrzeniono masę informacji, a fakt że jego podawanie wiąże się z niezaprzeczalną ingerencją w układy endokrynne organizmu, trochę te obawy usprawiedliwia. Ponieważ u 50% kobiet i 10% mężczyzn diagnozuje się występowanie guzków, które w sposób nie podlegający kontroli podwzgórzowo-przysadkowej pod wpływem jodu mogą patologicznie zwiększyć produkcję hormonów tarczycy (T3 i T4), co pociągnie za sobą całą kaskadę procesów neuroprzekaźnikowych, tak więc faktycznie warto zachować ostrożność. Jednak, jeżeli uda nam się wykluczyć naszą przynależność do grupy ryzyka kwestia zapewnienia odpowiedniej podaży jodu powinna być dla nas bardzo istotna. Jeżeli nasza tarczyca funkcjonuje bez zastrzeżeń to do produkcji wspomnianych wyżej hormonów potrzebuje odpowiedniej ilości jodu. Zalecana dawka dzienna to 0,15 mg. Poza prawidłową pracą tarczycy stwierdzono wiele innych korzystnych efektów stosowania jodu. Jod znalazł zastosowanie jako składnik preparatów odchudzających, poprzez wpływ na przemiany metaboliczne oraz działanie moczopędne, które pomaga utrzymać prawidłową gospodarkę wodną organizmu. Wracając do wielokrotnie przywoływanej już przeze mnie Japonii, gdzie algi są podstawowym składnikiem diety, stwierdzono tam bardzo niską zachorowalność na raka piersi, w zestawieniu z USA, gdzie nadmierne stosowanie flourowców, takich jak: brom, chlor, fluor, które wypierają jod z organizmu i jednocześnie dieta bardzo uboga w jod, ilość zachorowań jest kilkakrotnie wyższa. Podobnie sprawa ma się w przypadku wskaźnika śmierci noworodków - w Japonii jest on najniższy. Początkowo to niezwykłe działanie, głównie dla prawidłowego rozwoju układu nerwowego, przypisywano popularnym obecnie kwasom omega 3. Nie umniejszając ich przydatności, która jest bezsprzecznie potwierdzona, okazało się jednak, że nadrzędne znaczenie miała w tym przypadku zawartość jodu w diecie. Potwierdzono więc, iż u dorosłych jod wpływa korzystnie na funkcje rozrodcze i utrzymanie ciąży. Niezwykle ważna jest odpowiednia suplementacja właśnie w okresie ciąży, kiedy to dzienne zapotrzebowanie wzrasta do 0,25 mg. Większość witaminowych zestawów prenatalnych zawiera w swoim składzie ten niezwykle istotny składnik. Zaniedbanie w kwestii uzupełniania jodu w tym okresie może skutkować podwyższonym poziomem T3 przy TSH utrzymującym się na prawidłowym poziomie. Przyczyną nie jest wtedy nadczynność tarczycy tylko po prostu niedobór jodu. Wpływ na rozwój tarczycy i układu nerwowego przekłada się na inteligencję dziecka. Przeprowadzone testy sprawdzające umiejętność czytania, zdolność przyswajania wiedzy, rozwój i wzrost znacznie lepiej wypadały w grupie dzieci, których matki w okresie ciąży systematycznie stosowały preparaty z wymaganą dawką jodu. Właśnie ze względu na tą niezwykle interesującą aktywność jodu na procesy związane z pamięcią i koncentracją zamierzam poświęcić mu osobny post na mózg.blogspot.com.

Ponieważ dzięki jodowi możemy osiągnąć efekt, który w artykułach anglojęzycznych określany jest jako lifting of brain fog warto znowu przypomnieć w tym miejscu o motywie przewodnim, czyli tytułowym Purple Haze.

A propos obiecanych własnych spostrzeżeń w aspekcie kuracji jodowej przy użyciu wspomnianego wyżej preparatu Kelp to ewidentnie korzystnie wpłynął on na kondycję mojej skóry. Co prawda preparat, który akurat stosuję nie jest moim faworytem jeżeli chodzi o producenta, znam lepsze firmy, o których na pewno wielokrotnie wspomnę, ale akurat taki produkt znalazłem w naszej domowej, dosyć zasobnej w różności apteczce. W każdym razie udało się uzyskać jakiś zauważalny efekt, bo co jak co to wydanie sporej sumy na świetny jakościowo preparat, po zastosowaniu którego nie zauważymy żadnego efektu może okazać się frustrujące. Mimo, iż preferuję suplementy wysokiej jakości za które trzeba zapłacić trochę więcej, to jednak czasem przetestowanie czy nasz pomysł na jakąś kurację jest trafiony warto przeprowadzić na jakimś preparacie z niższej półki, aby poprzez jednorazowe rozczarowanie nie przekreślić jakiegoś wartościowego producenta, bo wbrew pozorom wcale nie ma ich wielu.

Przy okazji pisania tego podrozdziału miałem okazję ponownie porozmawiać z żoną na temat kuracji chlorellą. Niestety musiała ją przerwać, bo jej organizm się zbuntował. Akurat jej preparat należał do tych wysokiej jakości, tak więc zaraz po skończeniu mojego kelpa, czeka na mnie tym razem ekskluzywny produkt do testowania, bo mnie tam algi służą. Tak jak napisałem powyżej często sam wybór preparatu nie jest właściwy i wtedy nie ma znaczenia, czy ma on znakomitą jakość i przyswajalność, tylko po prostu zawarte w nim substancje nie są dla nas odpowiednie. Akurat w tym przypadku nie ma ryzyka skreślenia producenta z listy naszych ulubionych, bo znamy inne jego produkty, które sprawdziły się znakomicie. Jednak do przetestowania jak nasz organizm zareaguje na nową substancję polecam preparaty w średnim przedziale cenowym. Oczywiście nie sięgajcie po te z najniższej półki, bo te masy drogeryjnych preparatów "suplemento-podobnych" powinny z linii produkcyjnych bezpośrednio trafiać do zakładów utylizacyjnych i na takie akcje powinno się przeznaczać dofinansowania ze środków unijnych.

Wracając do korzystnego działania jodu na skórę to wynika ono zarówno z wspomnianych już efektów: regulacyjnego na procesy metaboliczne, czy diuretycznego, który ma wpływ na uwodnienie komórek i usunięcie poprzez diurezę (potocznie określaną sikaniem) szkodliwych metabolitów. Dodatkowo przyczynia się do tego znane już od lat działanie antyseptyczne. Roztwory jodu takie jak: jodyna, czy płyn Lugola używane były jako bardzo skuteczne środki odkażające. Jako antyoksydant jod chroni ponadto komórki przed działaniem wolnych rodników, korzystnie wpływa na system odpornościowy, a także zabezpiecza przed szkodliwym działaniem metali ciężkich: ołowiu, glinu, rtęci, czy fluorków: fluoru i bromu, do którego już na tym etapie z pewnością wszyscy pałamy szczerą nienawiścią.

Chyba najbardziej jod zasłużył się i zapadł w pamięć dzięki swojej zdolności do eliminowania z ustroju szkodliwych pierwiastków, a przede wszystkim dzięki zdolności do wypierania radioaktywnego jodu (izotopu 131) z połączeń z komórkami tarczycy, ale o tym więcej we fragmencie historycznym.

Historia farmacyi

To już chyba stały blok (blog) programu, tak więc i przy okazji jodu warto wygrzebać coś ze starych receptur. Płyn Lugola, kiedyś doskonale wszystkim znany, głównie za sprawą katastrofy atomowej, która miała miejsce 26 kwietnia 1986r. na terenie elektrowni w CzOrnobylu->CzErnobylu->CzArnobylu. Zdania na temat celowości tych działań prewencyjnych do dzisiaj są podzielone.

Dziwna sprawa, że już od dłuższego czasu jest problem z dostępnością Płynu Lugola w aptekach, wiele osób węszy w tym jakąś szeroko zakrojoną akcję, która ma doprowadzić ludzkość do zagłady. Ja może tak daleko idących wniosków nie wyciągam, może komuś się to po prostu nie opłaca i wolał zainwestować w coś innego, bo płyn Lugola do drogich produktów raczej nie należał. Nie będę się już na ten temat rozpisywał, bo jakby tak zebrać te wszystkie materiały to o samym Płynie Lugola można by pokaźną książkę napisać. Na każdy problem istnieje jednak rozwiązanie. Dla tych którzy akurat mają dostęp do laboratorium aptecznego obok przedstawiam przepis (niemal jak na blogach kulinarnych) według którego można sporządzić sobie "Lugolka" samodzielnie. Ciekawostka, która może nie wszystkich zafascynuje tak jak mnie i innych farmaceutów to "magiczny składnik". Farmaceuci to dziwni ludzie i czasem jarają (ponowne wspomnienie Purple Haze tym razem w ujęciu farmakognostycznym) ich trochę inne zjawiska niż resztę społeczeństwa. W "Kungfu Pandzie" w zupie z magicznym składnikiem (że znowu nawiążę do kulinariów), magicznego składnika po prostu nie było, jednak w tym przypadku sama wiara że uda nam się rozpuścić jod w wodzie nie zadziała. Magicznym składnikiem jest jodek potasu, który pełni rolę solubilizatora. Brzmi magicznie, nieprawdaż? Sublimacja, solubilizacja, nebulizacja - takie możliwości. No niech ktoś zaprzeczy, że jod nie ma magicznych właściwości.

Aspekt polityczny

Magia i polityka to moim zdaniem idealne zestawienie. Kto jak nie politycy tak rewelacyjnie potrafi ogłupić masy ludzi i sprawić, że to co widzimy wkoło postrzegane jest zupełnie inaczej, niż jest w rzeczywistości.

Pierwsze polityczne nawiązanie ma związek z wspomnianym w poprzednim akapicie Czarnobylem. Decyzja o zaaplikowaniu Płynu Lugola była jedynym z przypadków, kiedy w PRL-u władze polskie podjęły samowolną akcję w interesie własnych obywateli wbrew oficjalnemu stanowisku strony radzieckiej o braku zagrożenia.

Inny przypadek związany zarówno z jodem jak i bromem miał miejsce w Stanach Zjednoczonych. Powszechnie stosowane w USA środki odkażające na bazie jodu pewnego dnia zostały brutalnie wyparte przez preparaty zawierające w swoim składzie omówiony już wcześniej śmierdzący brom. Cała sprawa, też nie pachniała dobrze i ewidentnie dotyczyła kasy, którą mieli zgarnąć producenci tych nowoczesnych detergentów, których konieczność wprowadzenia została odgórnie narzucona przez kontrolne organy państwowe. Prawdopodobnie całych zarobionych w ten sposób pieniędzy nie zagarnęli samolubnie dla siebie tylko dobrze wiedzieli z kim się nimi podzielić, żeby interes się kręcił. I w ten sposób używana wcześniej np. w przemyśle mleczarskim i piekarniczym jodyna została wyparta przez detergenty bromowe i pozostała w użyciu tylko w prywatnych gospodarstwach domowych, przy czym do produkcji tylko i wyłącznie na użytek własny, która to nie podlegała kontroli. Jeżeli mleczarze i piekarze dla siebie postanowili nadal korzystać ze starego, tradycyjnego sposobu to chyba coś z tymi bromowymi detergentami było jednak nie w porządku.

Ponieważ, jak już pewnie zauważyliście bardzo lubię takie płynne, logiczne powiązania, tak więc od polityki przechodzę do ostatniego już fragmentu poświęconego dysfunkcjom umysłowym.

O kretynach i matołach, czyli wstęp do zagadnień neurologicznych

Aspekt związany z procesami neurologicznymi, pracą mózgu, kojarzeniem, koncentracją i rolą jaką w tym wszystkim odgrywa jod, ze względu na ogrom informacji wymaga osobnego opracowania, a że akurat równolegle rozpocząłem projekt poświęcony mózgowi na mózg.blogspot.com już niebawem ukaże się tam wpis dotyczący właśnie jodu. W tym akapicie przedstawię tylko kilka ciekawostek, które związane są z jodem i jego wpływem na neurologię. Zasygnalizowane w podtytule schorzenie zwane tradycyjnie kretynizmem lub matołectwem wiązane jest z niedoborem jodu. Obecnie określane jest ono terminem wrodzonego zespołu niedoboru jodu, ale nazwy historyczne już na stałe wpisały się w naszą "kulturę", która żywi się wszelkiego rodzaju obelgami i wyzwiskami. Schorzenie występowało głównie na terenach Polski południowej i związane było z uszkodzeniem tarczycy na skutek niedostatecznej podaży jodu w diecie, która na tych terenach znacznie odbiega od diety nadmorskiej. Konsekwencją dysfunkcji tarczycy był niedorozwój umysłowy. Antidotum stało się wspomniane powyżej jodowanie soli kuchennej, no ale w obecnych czasach z powodu istnej plagi chorób sercowo-naczyniowych i nadciśnienia zaleca się drastyczne ograniczenie spożycia chlorku sodu. Kolejna ciekawostka to taki paradoks związany z tą formą suplementacji. Chlorek sodu, czyli po prostu sól blokuje wchłanianie jodu, tak więc ostatecznie z takiego połączenia przyswajane jest tylko około 10% zawartego w nim jodu. Tak więc skąd ci nasi górale zatroskani o prawidłowe wskazania swoich ciśnieniomierzy będą pozyskiwać ten niezwykle istotny pierwiastek tak podstępnie i nieudolnie zarazem przemycany do naszych organizmów za pośrednictwem białej śmierci. Poza tym bezsolny oscypek? Lepiej mieć nadciśnienie, czy być kretynem, tudzież matołem, jak kto woli?

A z drugiej strony to ja nie jestem tak całkiem pewien, czy ta "epidemia kretynizmo-matołectwa" to tak tylko i wyłącznie za sprawą niedoboru jodu. Jeszcze nie tak dawno wszyscy wkoło solili ile wlezie, tak więc wydawać by się mogło, że dostawa jodu w jak najlepszym porządku, a poziom umysłowy tak jakby cały czas na tym samym szczebelku. Jak wspomniałem sprawa jest dosyć skomplikowana i wymaga bardziej skrupulatnej analizy, do której niebawem zamierzam przystąpić.

Na koniec kolejny akcent z za oceanu i nawiązanie do 3 odc. 8 serii Dr House, w którym u pacjenta milionera guzek tarczycy (wole guzkowe nadczynne) powoduje wystąpienie nadmiernej hojności. Cyt. "Altruizm był objawem". W Stanach to nawet kretyni jacyś tacy HQ, nie to co u nas.

Jak już zostać kretynem, tudzież matołem to takim HQ. Tego właśnie życzę wszystkim pospolitym kretynom i matołom, aby małymi kroczkami zmierzali do pełni oświecenia, spowici "purpurową nebulą", w której dzięki procesowi stopniowej sublimacji, będą mogli w końcowej fazie doświadczyć całkowitej solubilizacji.



POZOSTAŁE:

Na tropie BORU

Ekscytujący minerał (SELEN)

The ARMY of BROM

"WIELKIE" odkrycie polskich naukowców (ITR)

POTA(to)S(to)POTAS

piątek, 30 maja 2014

ITR

"WIELKIE" odkrycie polskich naukowców

Co prawda bohaterem kolejnego postu poświęconego minerałom miał być jod, no ale ponieważ będzie on zawierał sporo informacji na temat osoby mojego gitarowego idola Jimiego Hendrixa, a także zagadnienia dotyczące substancji psychoaktywnych oraz fascynujących procesów neurologicznych, zebranie i poukładanie w logiczną całość wszystkich materiałów wbrew moim pierwotnym zamiarom potrwa trochę dłużej. Wszystkie wymienione leitmotivy od dłuższego czasu cieszą się moim ogromnym zainteresowaniem (oczywiście substancje psychoaktywne z racji wykonywanego zawodu wyłącznie w teorii), dlatego niełatwo z ogromu informacji na ich temat wyłowić te najciekawsze. A już najwyższy czas, aby pojawił się jakiś kolejny wpis. Z pomocą przyszły mi informacje medialne dotyczące nowego odkrycia polskich naukowców. Czy wielkiego? No nie wiem. Po pierwsze przy okazji tego właśnie odkrycia, które zapamiętałem pewnie tylko i wyłącznie dlatego, że akurat zainteresowałem się w ostatnim czasie minerałami i ich zastosowaniem, głównie medycznym, dowiedziałem się, że to już czwarty odkryty w Polsce nowy minerał. Te trzy poprzednie jakoś dziwnie się składa nie przykuły mojej uwagi. Po drugie rzeczony minerał to dwumilimetrowe ziarenko, więc czy takie maleństwo zasługuje na miano WIELKIEGO odkrycia? Po trzecie tak jakoś mało informacji na temat jego potencjalnego zastosowania, a i podobno złoża pegmatytu z których został wydobyty w kopalni Piława Górna też podobno do ogromnych nie należą.

PIŁ(L)AWIT

Ponieważ ta najnowsza chluba naszych rodzimych naukowców została odkryta właśnie w wspomnianej powyżej kopalni Piława Górna na Dolnym Śląsku minerał wydobyty ze skały o nazwie pegmatyt nazwany został PIŁAWITEM. Gdy podzieliłem się tym newsem z moją żoną, ona z wrodzoną sobie spostrzegawczością i nutką konstruktywnej krytyki skwitowała to krótko: "Co za kretynizm nazwać minerał używając polskich znaków". Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale faktycznie jeżeli odkrycie ma mieć znaczenie globalne, a przecież już piszą o nim zagraniczne serwisy oraz magazyny naukowe ("Mineralogical Magazine") poświęcone tej tematyce, to niestety wszędzie poza Polską będzie on znany jako PILAWIT (nie brzmi dobrze, nieprawdaż?). A gdy próbujemy wygooglować wyniki dla tego terminu to "nieomylna" wyszukiwarka poprawi nas i w wynikach wyrzuci bogatą ofertę jednego z dealerów sprzętu firmy Husqvarna. Żadna informacja nie jest jednak bezwartościowa, przecież to właśnie sezon wytężonych prac ogrodowych. A wracając do piławitu, to na jego temat dosyć ciężko znaleźć jakieś wartościowe informacje. Podsumowując kwestię związaną z nomenklaturą, to patriotyzm lokalny nie zawsze jest dobrym doradcą, czasem lepiej zwrócić się do jakiejś firmy specjalizującej się w działaniach marketingowych. Bo to chyba ważne, żeby jednak odkrycia naukowe służyły ludziom, a nie samej nauce, a w tym celu ludzie muszą uzyskać jakieś konkretne informacje. Jak na razie takowych brak, więc nasz piławit nie bardzo wiadomo do czego może się przydać.

Piławit itrowy

Ponieważ w ogóle ciężko znaleźć jakiekolwiek zastosowanie dla piławitu, to tak jak się spodziewałem moje poszukiwania jego właściwości leczniczych nie były łatwe. Musiałem to wydobyte z pegmatytowej skały malutkie piławitowe ziarenko podzielić na jeszcze mniejsze elementy, wśród których dopiero można znaleźć cząsteczki rzadkiego metalu o nazwie ITR, oraz odpowiedź na pytanie skąd wzięła się zamieszczona w tytule tego akapitu pełna nazwa naszego ziarenkowego minerału.

ITR

Związki itru nie mają zbyt wielu medycznych zastosowań, a nawet przypisywane jest im potencjalne działanie rakotwórcze. W medycynie wykorzystuje się natomiast promieniotwórcze formy izotopowe tego pierwiastka, a mianowicie radioaktywny izotop 90Y w postaci cytrynianu, który stosowany jest w zabiegu synowektomii radioizotopowej. Zabieg ten zwany także radiosynowektomią polega na podaniu, poprzez nakłucie do jamy stawu właśnie wspomnianego radioizotopu, który ma za zadanie zniszczyć błonę maziową. Ten rodzaj synowektomii stosowany jest np.w leczeniu artropatii hemofilowej oraz młodzieńczego idiopatycznego zapalenia stawów. Skuteczność radiosynowektomii wynosi od 60 do 80%, jednak poprawa stanu chorego, zazwyczaj nie jest natychmiastowa. W schorzeniach stawów zastosowanie znajdują omówione w wcześniejszych wpisach minerały, zarówno SELEN w postaci preparatów z witaminą E, jak i BOR. Powracający motyw zapobiegania uciążliwym dolegliwościom ze strony stawów odczytuję jako ostrzeżenie dla siebie, gdyż właśnie w ostatnim czasie po okresie permanentnej sportowej absencji zacząłem poddawać swój układ kostno-stawowy znacznym obciążeniom. Może w celu uniknięcia ewentualnego zabiegu radiosynwektomii, którego sama nazwa budzi przerażenie warto się zastanowić nad zastosowaniem preparatów zawierających, któryś z wcześniej omówionych minerałów. A przy omawianiu kolejnych kwestię dbałości o kondycję stawów będę miał na uwadze.

Historia Farmacyi

Także i w tym poświęconym najnowszym odkryciom nauki wpisie znajdzie się troszkę miejsca na zapoczątkowany we wcześniejszych opracowaniach akapit historyczny. Inne zastosowanie itru to rentgenografia. To właśnie w tej dziedzinie stosowane są lampy ze stopu itru z wolframem, a początki obrazowania przy wykorzystaniu tej metody sięgają końca XIX w. A jak już jesteśmy w temacie lamp jak tu nie wspomnieć o wynalazcy pierwszej lampy naftowej, farmaceucie Ignacym Łukasiewiczu działającym w moich rodzinnych Gorlicach. To były czasy. Jego praca przypada w przybliżeniu na ten sam okres co wspomnianych pionierów RTG. On wiedział jak wykorzystać wszystkie możliwości jakie dawała wydobywana w jego rafineriach ropa naftowa, dlatego też jak widać na załączonej fotografii wdzięczni za jego dokonania mieszkańcy Gorlic pamiętają o nim do dziś. Zimą dbają o to, żeby jego przepełniona kreatywnymi wizjami głowa zachowała pełną efektywność. Co prawda przez te zabiegi odrobinę upodabnia się do przesiadujących na sąsiednich ławeczkach meneli, no ale: "szlachetne zdrowie ...", "nie oceniaj książki ...", "najpiękniejsze jest niewidoczne ..." itp.

Obecnie zarówno odkrycia naukowe w naszym kraju takie jakby mniej spektakularne, jak i działania w branży farmaceutycznej. Potrzeba po prostu jakiegoś sprytnego farmaceuty, który znajdzie zastosowanie dla piławitowego znaleziska. Już sama jego nazwa brzmi jak kompleks witamin w postaci płynnej, a i pewnie działanie podobne do masy "niezwykłych" suplementowych propozycji, które możemy znaleźć na aptecznych półkach. Tylko wchodząc z sprzedażą na rynek światowy trzeba będzie pomyśleć o jakiejś innej nazwie. Może DRINKaVIT?



POZOSTAŁE:

Na tropie BORU

Ekscytujący minerał (SELEN)

The ARMY of BROM

Purple Haze (JOD)

POTA(to)S(to)POTAS

czwartek, 20 marca 2014

BROM

The ARMY of BROM

Tytuł rozdziału jest parafrazą tytułu publikacji autorstwa Geralda Broma, ilustratora specjalizującego się w gatunku fantasy gothic. Właśnie jego praca stanowi ilustrację tego rozdziału i jak zapowiedziałem na końcu rozdziału poświęconego SELENOWI zapowiada całkowicie odmienną stylistykę. Mimo, iż Brom nie stroni w swojej twórczości artystycznej od motywów erotycznych to jednak dominuje nastrój grozy, makabry i różnego rodzaju deformacji. Pewnie znajdą się i tacy u których tego typu motywy są w stanie pobudzić napięcie seksualne, jednak spodziewam się że znaczna większość mężczyzn nawet na widok zgrabnej, w znacznej części roznegliżowanej, zakapturzonej wojowniczki, zważywszy na fakt, iż w zakrwawionych dłoniach dzierży odciętą głowę, raczej nie będzie odczuwać seksualnego podniecenia. I właśnie przy tej okazji chciałem napomknąć o ciekawych właściwościach minerału, którego nazwa jest bliźniaczo podobna do nazwiska naszego artysty samouka, rysownika Geralda.

A o co chodzi z tą armią?

Motyw związany z wojskowością pojawi się w kilku miejscach. Ojciec Geralda Broma był pilotem armii Stanów Zjednoczonych, dlatego młody Brom wraz z rodziną mieszkali w bazach wojskowych zlokalizowanych w różnych zakątkach świata (Japonia, Niemcy, Hawaje). Stąd pewnie pochodzą liczne akcenty militarne w jego twórczości artystycznej i dosyć swobodne podejście do tematu śmierci w wyniku spektakularnego krwawego rytuału. Brom współpracował jako konsultant graficzny przy tworzeniu takich gier jak: Doom, Diablo, czy Heretic, a także produkcji filmowych takich jak np. Van Helsing z 2004 r.

No a jaki związek z wojskiem ma minerał któremu poświęcony jest ten rozdział?

W armii Stanów Zjednoczonych podczas wojny w Zatoce Perskiej żołnierzom podawana była substancja o nazwie bromek pirydostygminy. W indeksach farmakologicznych figuruje ona jako lek przeznaczony do leczenia schorzenia o nazwie miastenia (myasthenia gravis). Substancja ta wywiera bezpośrednie działanie cholinomimetyczne (trudne słowo) na mięśnie szkieletowe. Trudne słowo wymaga doprecyzowania. Zdolność do odwracalnego połączenie z wspomnianymi receptorami połączona z ich równoczesną aktywacją zabezpiecza przed działaniem toksycznych substancji, które wykazują taką samą aktywność z tą tylko różnicą, iż tworzone przez nie połączenia są nieodwracalne. Do takich substancji należą między innymi stosowane na polu walki gazy bojowe, takie jak: Sarin, Soman czy Tabun. Profilaktyczne aplikowanie pirydostygminy miało więc zabezpieczyć żołnierzy przed atakiem z użyciem tych zabójczych dla człowieka substancji.

Pobudzenie receptorów muskarynowych powoduje ponadto zwiększenie siły mięśniowej oraz nasilenie reakcji na powtarzającą się stymulację nerwów. Tak więc podobnie jak w przypadku wspomnianej miastenii stosowanie pirydostygminy w postaci soli bromkowej, o czym nie powinniśmy zapominać z racji tematyki tego rozdziału, w znaczącym stopniu zwiększa siłę i wydolność mięśni co wpływało bardzo korzystnie na wydajność żołnierzy w warunkach bojowych. Problem w tym że jak mawia popularna w środowisku medycznym maksyma każdy lek jest trucizną, a ponieważ dawki były zapewne końskie i stosowane przez długi okres czasu, no i jak już parokrotnie wspominałem lek zawierał w swoim składzie aniony bromkowe, u powracających z pola walki zaobserwowano pewne działania uboczne, które określono mianem syndromu wojny w Zatoce Perskiej. Ten zespół objawów dotyczył różnego rodzaju dysfunkcji psychosomatycznych bez możliwości postawienia jednoznacznej diagnozy. Dotyczyły one zarówno przewodu pokarmowego (ból, mdłości, choroba wrzodowa), sercowo-naczyniowego (nadciśnienie), mięśniowego (zespół napięciowego zapalenia mięśni, zespół chronicznego zmęczenia), jak i mózgu (psychozy).
Na pewno nie za wszystkie te objawy odpowiedzialny był brom, czy też nawet cały związek w postaci bromku pirydostygminy, ale z racji specyficznego mechanizmu działania, za ich znaczną część zapewne tak. To prawdopodobnie jedna z wielu substancji, które były stosowane w celu "podrasowania" wydajności bojowej, a jak to bywa w sytuacjach ściśle związanych z "bezpieczeństwem państwa" większość materiałów jest utajnionych.
No cóż każda profesja niesie za sobą jakieś ryzyko. Chorobą zawodową np. farmaceutów są żylaki, żołnierzy - zaburzenia psychosomatyczne.

Receptory muskarynowe to taki niezwykły twór, który pozwoli nam płynnie przejść do kolejnego zagadnienia związanego z wojskowością. Stanowią one ważny element układu przywspółczulnego, którego głównym mediatorem jest acetylocholina. Właśnie pod jej wpływem struktury te umożliwiają przyłączenie się białka G. Inna doskonale wszystkim znana struktura oznaczona tą samą literą to chyba najpopularniejszy na całym świecie punkt. Jeżeli chodzi o nawiązania do seksuologii to dopiero początek całej rozbudowanej kaskady ściśle związanej z receptorem muskarynowy. Sam termin mnie nasuwa skojarzenie z muskaniem, terminem może niezbyt często stosowanym, jednak w interpretacji mojego starego, dobrego przyjaciela odnoszącym się do ogółu działań związanych z seksualną grą wstępną. Tak więc przystępuję do omówienia wstępnego etapu mojej kaskady skojarzeń.
Jeden z typów receptora muskarynowego, a mianowicie M3 odpowiedzialny jest za zwiększenie wydzielania gruczołów takich jak np. ślinianki. Ślinienie się na widok atrakcyjnych kobiet to nie tylko popularny zwrot frazeologiczny, a potwierdzona naukowo reakcja fizjologiczna powiązana z 15% wzrostem poziomu testosteronu w ślinie. Inna niezwykle istotna, szczególnie dla procesu erekcji reakcja związana z receptorami M3 to wpływ na wzrost uwalniania tlenku azotu. Wszystkie skuteczne leki na potencję bazują właśnie na efekcie związanym z tym mediatorem odpowiedzialnym za wypełnienie ciał jamistych. Kolejny motyw ma związek z substancją od której pochodzi nazwa omawianych receptorów, a mianowicie muskaryną. Jest to trucizna o działaniu parasympatykomimetycznym pochodząca z muchomora czerwonego (Amanita muscaria). Symboliki koloru chyba nie muszę tłumaczyć (po prostu amore). Kolejny muchomor, również doskonale wszystkim znany to Amanita phalloides. Kolorystycznie już co prawda trochę odbiega on od miłosnej konwencji, jednak rodzina Phallaceae pod względem kształtu oraz nomenklatury jest w tej materii nie do przebicia. Phallus Junius (sromotnik) to rodzaj grzybów, których nazwa naukowa nawiązuje do charakterystycznego kształtu owocnika. Termin φαλλός (Phallus) wywodzi się z Greki i określa kluczowy dla większości mężczyzn organu, czyli prącie. Nazwa zwyczajowa sromotnik wywodzi się z języka staropolskiego, w którym tak właśnie określano osobę okrytą hańbą lub siejącą zgorszenie, czyli świetnie pasuje ona do osobników o nazbyt rozwiniętym popędzie seksualnym. Polski termin jednoznacznie kojarzy się z ogólnie przyjętym określeniem zewnętrznej części żeńskiego układu płciowego. Tak jak zapowiadałem muchomor sromotnikowy brutalnie przebił swoją jednoznaczną symboliką subtelną miłosną metaforykę Amanita muscaria. Trujący koktail alkaloidowy (muskaryna, kwas ibotenowy, falloidyna, falloina, fallizyna, fallicydyna, amanityna, amanina, amanullina) miesza się z miłosnymi atrybutami. Jak w życiu nic tak skutecznie nie zatruwa umysłu jak miłość i erotyka.
Tyle nawiązań z zakresu seksuologii, że już chyba najwyższy czas żeby opowiedzieć o tym jakie antidotum na powszechnie panującą "sromotę" stosowano w Wojsku Polskim.

Trochę inne aspekty związane z działaniem soli bomowych znalazły zastosowanie na terytorium naszego państwa, gdzie głównym celem służby wojskowej jest po prostu jej odbycie, a nie osiągnięcia na polu walki. Brom wykazuje ciekawe działanie na układ hormonalny, głównie związany z męskim hormonem płciowym testosteronem. Jak już zapowiedziałem na końcu rozdziału erotycznego poświęconemu "księżycowemu pierwiastkowi" związki bromu tłumią popęd seksualny. Działanie to właśnie związane jest z wspomnianym testosteronem. Stosowano głównie sole sodowe i potasowe, przy czym największą aktywność pod tym względem wykazuje bromek potasu. Bardzo szybko, skutecznie, ale na szczęście odwracalnie blokuje receptory wiążące hormon luteinizujący, który odpowiedzialny jest za produkcję testosteronu. Dlatego też bromki sodu i potasu wykazują silnie negatywny wpływ na popęd płciowy mężczyzn. A wracając do tematyki związanej z wojskowością to właśnie bromek potasu był szeroko stosowanym środkiem, tym razem w Wojsku Polskim, mającym na celu tłumienie napięcia seksualnego u żołnierzy. No ale testosteron to nie tylko wpływ na libido. Poza działaniem anabolicznym, czy związkiem z kształtowaniem zewnętrznych cech męskich wywiera również wpływ na aspekty emocjonalne takie jak: odwaga, zdecydowanie, śmiałość, pewność siebie, czy skłonność do podejmowania ryzyka. Tak więc sporo tych cech w przypadku działań na polu walki raczej jest pożądana, a stosowanie KBr niestety nie da się ograniczyć wyłącznie do stłumienia popędu seksualnego. Testosteron odpowiada również za negatywne zachowania emocjonalne: agresja, gwałtowność, nadpobudliwość, nieprzemyślane podejmowanie ryzyka, które nawet w armii mogą się nie sprawdzić, a co dopiero w zwykłym codziennym życiu, w domu i w pracy. Zacytuję w tym miejscu pacjenta 13 odcinka 8 sezonu doktora Housa pt. "Man of the House", u którego w następstwie urazu jąder wystąpiło zahamowanie produkcji testosteronu:

"Małżeństwo i karierę zbudowałem na byciu kimś innym ... Jestem bez niego (testosteronu) lepszym mężczyzną".

Dosyć odważna opinia jak na faceta "pozbawionego jaj".

Kosmiczne zagrożenie

Przy okazji tematu związanego z cechami wzorowego wojownika i substancjami egzogennymi, które wywierają na nie wpływ podam przykład innego surowca, tym razem pochodzenia roślinnego, który był stosowany przez indiańskich wojowników przed walką. Sproszkowany korzeń maki ze względu na niezwykle bogaty skład aminokwasowo-witaminowo-mineralny (szczegóły TUTAJ) bardzo korzystnie wpływał na wytrzymałość, siłę i odporność, dlatego też obecnie wykorzystywany jest przez NASA jako składnik diety kosmonautów. "Mankamentem", który obecnie zapewnił mace popularność i szerokie zastosowanie jest fakt, iż ze względu na dużą zawartość aminokwasu L-argininy (wspomnianego również w "rozdziale erotycznym") znacznie zwiększa popęd seksualny, dlatego też surowiec ten nigdy nie był podawany indiańskim wojownikom po zwycięskiej bitwie, aby oszczędzić żeńskiej części podbitych plemion ryzyka wykorzystania seksualnego. Jaki wpływ ma maka na załogę statków kosmicznych nie mam pojęcia, istnieje jednak spore ryzyko, że ewentualnie przypadkowo napotkane obce cywilizacje mogą zostać powitane w sposób, którego w Ziemskich realiach raczej nie wypada stosować na pierwszej randce. W trosce o bezpieczeństwo planety ZIEMIA wnioskuję o rozważenie włączenia do diety kosmonautów suplementacji bromku potasu. No chyba, że napotkane kosmitki będą wyglądać jak ta przedstawiona na ilustracji obok autorstwa Broma, wtedy z pewnością Ziemia będzie bezpieczna nawet bez zastosowania bromku potasu.

Receptura apteczna

Także pozostałe bromki, podobnie jak bromek potasu wywierają podobny wpływ na organizm człowieka. W medycynie co prawda sporadycznie, ale nadal pojawiają się recepty na leki recepturowe zawierające w swoim składzie bromek potasu lub sodu. Bromki wykazują lekkie działanie uspokajające, które wynika z zastępowania jonów chlorkowych przez jony bromkowe w neuronach. Następuje hiperpolaryzacja błony komórek nerwowych, a w efekcie prowadzi to do zahamowania niektórych czynności ośrodkowego układu nerwowego. Obok skład mieszanki recepturowej, ponownie udostępniony dzięki uprzejmości znanego Wam już z rozdziału o borze (proszę nie mylić zastosowanego zwrotu z zawołaniem w wołaczu: "O Boże!") pacjenta z odparzeniami. Biedny schorowany człowiek, a pomaga mi jak może. Kompozycyjnie w tym miejscu bardzo by się ładnie wpasowało powtórzenie wołaczowego zawołania, jednak ponieważ nie należy nadużywać imienia Pana Boga na daremno, przypomnę o borze (nie czytałeś jeszcze - przeczytaj!).

Czy powodem tego, iż recepty lekarskie na mikstury zawierające w swoim składzie sole bromu pojawiają się coraz rzadziej, jest fakt, iż brom charakteryzuje się dosyć dużą toksycznością?

TOKSYCZNOŚĆ BROMU

Słowo brómos pochodzące z języka greckiego, oznacza "mocno pachnący" lub po prostu "smród". Tak więc już sama nazwa w przeciwieństwie do nastrojowego, romantyczno-erotycznego klimatu selene również budzi całkowicie odmienne emocje, które doskonale korespondują z działaniem wygaszającym libido bromków i przerażającą twórczością Geralda Broma. Tak jak to sugeruje nazwa brom to brunatnoczerwona ciecz o ostrym, bardzo nieprzyjemnym zapachu. W dużych ilościach czysty brom jest silnie toksyczny. Jego izotop brom-82 wykazuje średnią radiotoksyczność. Stanowi zagrożenie dla całego organizmu, nie wykazuje zwiększonego powinowactwa do któregoś konkretnego organu, brak więc narządu krytycznego.
Trochę postraszyłem tą toksycznością, ale przy zachowaniu bezpiecznych dawek jony bromkowe, które mają zastosowanie farmakologiczne nie są szkodliwe. Warunkiem jest zachowanie odpowiedniego stężenia, które nie przekracza tego obecnego w wodzie morskiej (65 ppm). W przyrodzie bromki występują właśnie w wodzie morskiej oraz jako zanieczyszczenie piasku morskiego i pokładów soli kamiennej, które to również stanowią pozostałości po wodzie morskiej, która to niegdyś zalewała tereny obecnych kopalni. We wszystkich tych przypadkach bromki występują w formie soli sodowej.

Trochę więcej na temat morza, nebulizacji i soli znajdziecie w rozdziale poświęconym jodowi . W tym miejscu przy okazji informacji dotyczącej rozsądku w doborze dawek zwrócę uwagę na pewne zagrożenie, które związane jest z stosowaniem leków wziewnych (nebulizatorów). Bardzo powszechne jest obecnie stosowanie leków zawierających w swoim składzie substancję o nazwie ipratropium, która podobnie jak wspomniany powyżej lek stosowany w leczeniu miastenii również występuje w postaci soli bromkowej. Bromek ipratropium podobnie jak pirydoksyna działa za pośrednictwem tych samych receptorów muskarynowych, tylko że on ma akurat za zadanie blokować je prowadząc w konsekwencji do rozkurczu mięśniówki w obrębie dróg oddechowych (logiczne prawda? pobudzenie generowało skurcz miocytów, blokowanie rozluźnia je). Przy sporadycznym stosowaniu nie ma powodu do obaw, działanie w zamyśle ma ograniczać się do mięśniówki w obrębie układu oddechowego, jednak problem w tym, że leki te są również przepisywane małym dzieciom, których organizmy cały czas się rozwijają i są bardziej wrażliwe na ewentualne efekty uboczne (Więcej w artykule o jodzie), a fakt, że coraz częściej tego typu kuracje stosowane są przewlekle, a dawki znacznie zawyżane, nawet przez samych pacjentów, zaczyna budzić poważne obawy. Tak więc przestrzegam przed pozbawionym zdrowego rozsądku stosowaniem leków i przypominam o opisanym wyżej syndromie wojny w Zatoce Perskiej.

Sole lecznicze

Pojawił się temat wody morskiej, zawartych w niej soli i pokładów soli kamiennej, dlatego też warto by w tym miejscu wspomnieć o zastosowaniu soli leczniczych, w których jak wspomniałem powyżej występuje również brom w postaci bromku sodu. Zastosowanie lecznicze to przede wszystkim różnego rodzaju dolegliwości skórne takie jak np. łuszczyca, czy wyprysk (kąpiele lecznicze), choroby reumatyczne, stany zapalne i nerwobóle (korzystny wpływ na przewodnictwo nerwowe), choroby naczyniowe z zaburzeniem krążenia obwodowego, a także schorzenia układu oddechowego i zatok, w których to roztwory soli stosuje się w formie inhalacji. W aptekach dostępne są sole jodowo-bromowe, które nadal cieszą się dużą popularnością wśród pacjentów np. Bocheńska, czy Iwonicka. Zabytkowe kopalnie soli (Wieliczka, Bochnia) promują swoje walory uzdrowiskowe bazując właśnie na dobroczynnym wpływie solnych pokładów na funkcjonowanie górnych dróg oddechowych. Polecam sprawdzić, czy to faktycznie działa, a jeżeli nie to samo zwiedzanie jest bardzo ciekawym doświadczeniem, a klimatyczne, ciemne, wąskie korytarzyki świetnie pasują do stylistyki prac Broma. Uważajcie więc na czające się w zakamarkach zdeformowane kreatury.

Temat morza, składników wody morskiej, soli leczniczych, a także soli kuchennej pozwala mi zapowiedzieć kolejny rozdział pod zagadkowym tytułem "Purple Haze", którego bohaterem będzie JOD. Porzucimy na moment fascynujący świat gothic fantasy wykreowany przez Geralda Broma i przeniesiemy się do pięknego podmorskiego świata halucynacji.



POZOSTAŁE:

Na tropie BORU

Ekscytujący minerał (SELEN)

"WIELKIE" odkrycie polskich naukowców (ITR)

Purple Haze (JOD)

POTA(to)S(to)POTAS

czwartek, 6 marca 2014

SELEN

Ekscytujący minerał

W poszukiwaniu grafiki do rozdziału poświęconego selenowi, pojawił się spory problem zważywszy na fakt, iż jeden z włoskich magazynów erotycznych wydawany jest właśnie pod nazwą "SELEN", dlatego naprawdę jest w czym wybierać. W sieci mnóstwo naprawdę "wyjątkowych" fotografii. Zdecydowałem się na okładkę numeru 32, a to dlatego, że selen czerwony (kolor doskonale korespondujący z wątkiem erotycznym) tzw. odmiana beta gwałtownie reaguje z wodą, a zdjęcie z tego właśnie numeru zawiera w sobie wszystko - selen, subtelną erotykę oraz wodę. Tak więc jedyne co nam pozostało to wyczekiwać gwałtownej reakcji. Wśród tylu "wyjątkowości" postaram się jednak wyłowić jeszcze kilka innego typu niezwykłych właściwości tego księżycowego pierwiastka.

łac. SELENE = KSIĘŻYC

Selene w mitologii greckiej była boginią Księżyca. A kontynuując motyw erotyczny zapoczątkowany we wstępie, jej życie seksualne nie było monotonne. Była kochanką bogów: Zeusa, Pana, a także królewicza elijskiego Endymiona. No ale tak jakby znowu uciekliśmy od naszego cudownego minerału i jego farmakologicznych zastosowań w kierunku innych ekscytujących dziedzin, jakimi są seksuologia oraz mitologia.

Selenit to minerał, którego połysk daje poświatę przypominającą światło księżycowe, ale wbrew przypuszczeniom, nawet moim własnym, nie jest on zbudowany z atomów selenu, a siarki (precyzyjnie CaSO4·2H2O). Wierzę, że w siarce też drzemie ogromny potencjał, który uda mi się odkryć. No ale wracając do selenu, od którego cały czas coś mnie odrywa to jego pozyskiwanie w znacznym stopniu powiązane jest z wspomnianą nie bez powodu siarką. Przemysłowo otrzymuje się go poprzez rafinację rud miedzi oraz właśnie siarki. Pozyskany tlenek selenu (SeO2) rozpuszcza się w kwasie azotowym, a przez otrzymany roztwór przepuszcza się dwutlenek siarki (SO2). Wolny selen wytrąca się jako czerwony osad, czyli właśnie ta wspomniana w kipiącym erotyką wstępie odmiana alotropowa beta.

Faza plateau

"Charakteryzuje ją wzrost ciśnienia i przyśpieszone bicie serca oraz zwiększone napięcie mięśni..."

Tak więc pozostając nadal w tej samej stylistyce, selen wykazuje wpływ na wszystkie zawarte w definicji fazy plateau reakcje. Zarówno wywiera wpływ na prawidłową pracę układu sercowo-naczyniowego, jak i mięśni, do których to docelowo trafia znaczna część aminokwasu charakteryzująca się dużą zawartością selenu, a mianowicie L-selenometionina, która stanowi organiczne źródło zaopatrzenia w selen pochodzące z pokarmów zwierzęcych. No ale to nie jedyne możliwości selenu, tak więc żeby jakoś spójnie i precyzyjnie przedstawić pozostałe właściwości naszego minerału musimy chyba na moment porzucić ekscytujące motywy erotyczne.

SERCE i KRĄŻENIE

Porzucamy erotykę, ale pozostajemy w tematyce narządów wspomnianych w przytoczonym fragmencie definicji seksualnej fazy plateau.
Potwierdzona została zależność pomiędzy niskim poziomem selenu, a zwiększoną zapadalnością pacjentów na choroby układu sercowo-naczyniowego. Drążąc temat wykryto, iż selen wywiera istotny wpływ na procesy związane z powstawaniem złogów cholesterolowych w naczyniach, proporcjami pomiędzy frakcjami złego (LDL) i dobrego (HDL) cholesterolu, lepkością krwi oraz uszkodzenia naczyń krwionośnych. Erotyki nie porzucamy jednak na zbyt długi okres czasu, bo gdy się zastanowimy to znaczna część problemów seksualnych ma związek z zaburzeniami w obrębie naczyń krwionośnych. Trudno o prawidłowe pobudzenie w obrębie kluczowych sfer erogennych w przypadku gdy pojawiająca się m.in. w metaforach doktora Housa hydraulika nie funkcjonuje sprawnie. Większość leków stosowanych w przypadku zaburzeń wzwodu, czy tych na receptę zawierających w swoim składzie sildenafil, czy preparatów OTC z L-argininą działa na zasadzie efektu naczyniowego, czyli stymulowanego uwalnianym tlenkiem azotu poszerzeniu naczyń krwionośnych. No ale jeżeli naczynia są niedrożne lub uszkodzone, przepływająca przez nie krew ma podwyższoną gęstość, to efekt działania takich leków może okazać się niezbyt satysfakcjonujący. Za uszkodzenie naczyń oraz innych struktur komórkowych w obrębie organizmu odpowiedzialne są przede wszystkim tzw. wolne rodniki. Ponieważ selen wchodzi w skład peroksydazy glutationowej ma on istotny wpływ na ich eliminację, a ponadto na sprawne funkcjonowanie układu odpornościowego.

ODPORNOŚĆ

Znaczącą rolę odgrywa selen w przebiegu reakcji obronnych organizmu. Już przy okazji wpisu dotyczącego boru obiecałem, że przedstawię tajemnicze połączenie pewnego minerału i pewnej witaminy, które charakteryzuje bardzo silna aktywność przeciwzapalna. Tak więc jak obiecałem, tak też czynię w tym rozdziale, gdyż tym pewnym minerałem jest właśnie selen, a pewną witaminą witamina E. Pacjentom, którym polecam to połączenie udało się albo odstawić silne leki przeciwzapalne, albo w znacznym stopniu ograniczyć ich dawki, co ma istotne znaczenie zwłaszcza w przypadku długotrwałych nawracających stanów zapalnych. Niektórzy z nich mieli nawet potwierdzenie w postaci wyników badania CRP (białko CRP - ang. C Reactive Protein produkowane jest przez wątrobę jako odpowiedź układu immunologicznego na infekcję), gdzie zauważyli iż na obniżenie wartości z pewnością wpływ miał właśnie zastosowany selen z witaminą E. Obydwie te substancje zastosowane razem odpowiadają za prawidłowy przebieg odpowiedzi immunologicznej, zarówna na poziomie komórkowym, jak i tzw. humoralnym. Warto myślę w tym miejscu zważywszy na charakter moich opracowań zasygnalizować, iż immunologiczna odpowiedź typu humoralnego nie ma związku z moim poczuciem humoru, a miejscem występowania czynników tej reakcji odpornościowej, którym jest płyn bezkomórkowy np. osocze krwi, czy płyn tkankowy, określane łacińskim terminem humor. Tak więc pobudzona zostaje linia obrony organizmu w postaci makrofagów, immmunoglobulin oraz tzw. komórek killerów (zabójców). Sprawny układ odpornościowy to skuteczne zwalczanie infekcji, stąd pozytywne efekty uzyskuje się stosując preparaty selenu w leczeniu infekcji wirusowych, głównie opryszczki i półpaśca. Ponieważ selen jest ważnym składnikiem wspomnianej już peroksydazy glutationowej, enzymu odgrywającego kluczową rolę w procesie usuwania wolnych rodników, chroni w ten sposób komórki przed uszkodzeniem. Stąd istotna rola tego minerału w takich schorzeniach wywoływanych przez wolne rodniki jak stany zapalne (szczególnie w obrębie stawów), wspomniane uszkodzenia naczyń krwionośnych (miażdżyca), zaćma, przedwczesne starzenie się, czy nawet nowotwory.

NOWOTWORY

Aktywność przeciwnowotworowa wynika głównie z eliminacji z ustroju substancji o działaniu kancerogennym. Są nimi zarówno wspomniane wyżej wolne rodniki, nadtlenki lipidowe, jak również trucizny, takie jak pestycydy, czy metale ciężkie. Kancerogeny uszkadzają białka komórkowe, niszczą materiał genetyczny i wywołują mutacje DNA. Poza stymulacją układu odpornościowego, pobudzeniem grasicy do produkcji białych krwinek i niszczeniem patologicznych komórek rakowych, selen dodatkowo pomaga w unieszkodliwianiu czynników rakotwórczych.

DETOKSYKACJA

O niszczeniu wolnych rodników i nadtlenków lipidowych, poprzez aktywację glutationu już wspominałem, ale równie istotne dla profilaktyki przeciwnowotworowej jest eliminowanie np. metali ciężkich, obecnych zarówno w dymie papierosowym, jak "produktach przemiany materii postępującej industrializacji". Takie pierwiastki jak kadm, ołów, rtęć i glin wykazują duży stopień toksyczności względem organizmów żywych. I właśnie przy skażeniu tymi metalami ciężkimi z pomocą przychodzi selen. Hamuje on przyswajanie kadmu (np. z dymu tytoniowego i zanieczyszczonego powietrza) i zwiększa jego wydalanie. Wiąże także zarówno organiczne, jak i nie organiczne związki rtęci. Blokuje także toksyczną aktywność ołowiu i glinu. Przeprowadzone badania potwierdziły, że zachorowalność i śmiertelność spowodowana wystąpieniem chorób nowotworowych jest większa na obszarach ubogich w selen oraz tam gdzie dieta charakteryzuje się niską zawartością tego pierwiastka.

Może w tym podrozdziale motyw dotyczący erotyki nie jest na miejscu i całkiem możliwe, że ten fragment zniknie, ale działam tak trochę na zasadzie przypadkowych skojarzeń, a w tej chwili przypomniał mi się fragment filmu "Podziemny Krąg", gdzie na jednym ze spotkań grup wsparcia chorych onkologicznie, wyniszczona chemioterapią dziewczyna desperacko i bezskutecznie poszukuje partnera seksualnego oferując zaopatrzenie w niezbędne środki farmakologiczne zawierające nitraty, których mechanizm działania opiera się na tej samej zasadzie co specyfików wspomnianych przy okazji układu naczyniowego i jego udziału w erekcji. Nawet się nie spodziewałem, że przy okazji choroby nowotworowej wplotę motyw związany z erotyką. W każdym razie na pewno nie jest on w tonie humorystycznym, a scena zapada w pamięć ze względu na niesamowity tragizm przedstawionej sytuacji.
Teraz w opozycji do choroby, która niestety nieodłącznie kojarzy się ze śmiercią coś na temat ŻYCIA.

fr. "Il Etait Une Fois... La Vie"

Znowu filmowe skojarzenie, ale dla kontrastu do wcześniejszego, znacznie bardziej kolorowe i radosne. "Było sobie życie" to jedna z moich ulubionych serii kreskówek edukacyjnych. Nawiązałem do niej dlatego, że pozwoli mi ona w sposób aseksualny przejść do zagadnienia, które chyba najbardziej pasuje do erotycznej konwencji. Ot, taka moja przewrotność - szukanie erotyki, tam gdzie wydawałoby się, że jej nie ma (np. wśród składników mineralnych) i vice versa.

PŁODNOŚĆ

Selen jest ważnym składnikiem wpływającym na płodność mężczyzn. Ma to głównie związek z omawianą powyżej aktywnością detoksykacyjną. Eliminacja składników szkodliwych stwarza prawidłowe warunki do funkcjonowania i rozwoju komórek. Niezwykle ważne jest to np. dla komórek nasienia. Tak więc selen chroni plemniki i pomaga utrzymać ich dużą liczebność w nasieniu oraz prawidłową strukturę. Ma to wpływ na proces zapłodnienia oraz stworzenie odpowiednich warunków do rozwoju nowego organizmu.

CIĄŻA

Selen jest niezbędny również w okresie ciąży. Ma wpływ na prawidłowy wzrost i rozwój płodu. W czasie ciąży wzrasta zapotrzebowanie na selen, a jego stężenie we krwi często jest niższe w tym okresie. Selen to ważny element składowy witaminowych zestawów prenatalnych, co potwierdza znaczenie tego pierwiastka. Poziom selenu jest często bardzo niski u noworodków o małej wadze ciała. Przeprowadzane badania wykazały, że niski poziom selenu u noworodków bardzo często towarzyszył tzw. zespołowi nagłej śmierci niemowląt. Miało być o życiu, a ja jak zwykle musiałem zepsuć klimat jakimś drastycznym motywem. Ale myślę, że już nacieszyliśmy się sielankowym, tchnącym optymizmem i zupełnie aseksualnym nastrojem spokoju i nadziei, może wyszukam coś co znowu pobudzi nasz układ sympatyczny.

Czy selen jest całkowicie bezpieczny?

TOKSYCZNOŚĆ

Selen jak już wspomniałem świetnie sprawdza się jako remedium na zatrucia metalami ciężkimi, jednak on sam też może stanowić zagrożenie dla organizmów żywych. Problem z doborem odpowiednich dawek wynika z faktu, iż w przypadku selenu istnieje niewielka różnica pomiędzy ilością zalecaną, a dawką toksyczną. Stąd też zarówno niedobory selenu jak i jego nadmiar mogą być niebezpieczne dla organizmu człowieka. Już pochodzące z XIII w. zapiski dotyczące górzystych terenów na obszarze Chin, charakteryzujących się dużą zawartości selenu w glebie donosiły, iż u zwierząt żywiących się tamtejszą roślinnością obserwowano odpadanie kopyt. Innym objawem nadmiernej podaży selenu było występowanie dystrofii mięśniowej. Tak więc jak wspominałem suplementacja jest istotna dla prawidłowego funkcjonowania miocytów, jednak nadmiar może być dla nich bardzo niebezpieczny. Inne niebezpieczeństwo związane jest z wielokrotnie przywoływaną aktywnością antyoksydacyjną. Likwidacja wolnych rodników zazwyczaj jest zjawiskiem pożądanym, ale czasem zdarzają się wyjątki. I tak jest właśnie w przypadku istotnego dla prawidłowej funkcji naczyń krwionośnych oraz narządów płciowych tlenku azotu (NO). NO to także wolny rodnik, tak więc po uruchomieniu za pośrednictwem m.in. selenu mechanizmów antyoksydacyjnych również i on ulega zniszczeniu, co w konsekwencji może doprowadzić do powikłań sercowo-naczyniowych. Tak więc fobia wolnorodnikowa i euforyczny zachwyt cudownymi wymiataczami wolnych rodników mogą okazać się znacznie przesadzone. We wszystkim zależy zachować umiar i zdrowy rozsądek.

Homeopatyczne zakończenie (tzn. krótkie)

Homeopatia (z gr. homoios = podobny i pathos = cierpienie) – forma medycyny niekonwencjonalnej opierająca się na metodzie stosowania wysoce rozcieńczonych substancji, które mają leczyć choroby o symptomach podobnych do tych powstałych w wyniku spożycia tychże substancji w większych dawkach.

Zakończę w podobnym tonie jak wpis dotyczący boru i przedstawię anegdotę, którą przeczytałem na jednym z portali poświęconych homeopatii.
Pacjent zażył całą fiolkę arszeniku homeopatycznego, aby dowieść, że homeopatia nie działa, bo nie wystąpiły u niego objawy zatrucia arszenikiem. Nie rozwijam, gdyż wystarczy tak na prawdę jedynie poznać zasadę działania homeopatii, która zawiera się w przedstawionej powyżej jednozdaniowej definicji, aby zrozumieć całą istotę jej działania. Oczywiście szczegółowy mechanizm już nie jest taki prosty, ale sama zasada tak. Ograniczę się więc do jednozdaniowej konkluzji: dawka ma ogromne znaczenie, nawet jeżeli jest naprawdę bardzo malutka.
O arsenie może też coś napiszę - w końcu arszenik dalej wykorzystywany jest terapii, a sam termin znany jest wszystkim doskonale, no ale wcześniej może coś w opozycji do klimatu, który towarzyszył selenowi. Selen ekscytował, a teraz może coś co wygasi rozpalone emocje?


"BROM" - już niebawem.

Serdecznie zapraszam.

POZOSTAŁE:

Na tropie BORU

The ARMY of BROM

"WIELKIE" odkrycie polskich naukowców (ITR)

Purple Haze (JOD)

POTA(to)S(to)POTAS

poniedziałek, 24 lutego 2014

BOR

Na tropie boru

Zacznę swój blog poświęcony składnikom mineralnym od mało znanego, a posiadającego bardzo ciekawe funkcje pierwiastka o nazwie BOR. Wybór podyktowany został albo wysoką pozycją w alfabecie jego początkowej litery, albo też po prostu zwyczajnym zbiegiem okoliczności. Nie podejrzewam, żeby akurat alfabet torował moje szlaki myślowe, bardziej przypisuję to przypadkowym pacjentom, którzy poszukują sposobu na uporanie się ze swoimi problemami zdrowotnymi. Na ślad boru naprowadziła mnie pacjentka, która trafiła do mnie z receptą lekarską, na której znajdował się lek przeciwzapalny oraz dwa znacznie bardziej popularne w porównaniu z borem minerały, a mianowicie wapń i magnez (oczywiście pod dobrze wszystkim znanymi nazwami handlowymi). O wapniu i magnezie na pewno jeszcze nie raz wspomnę, a i pewnie doczekają się swoich osobnych wpisów, no ale tutaj skupmy się na podążaniu ścieżką, która doprowadziła mnie do boru. Ucieszyło mnie, że lekarz zauważył potrzebę zastosowania składników mineralnych, które nie będę ukrywał od dawna bardzo mnie interesują. Zazwyczaj podobnie jak wspomniany autor recepty również skłaniam się do polecania pojedynczych minerałów, ze względów o których jeszcze pewnie kiedyś szerzej opowiem, ale tym razem przewrotnie (to taka moja wewnętrzna słabość) postanowiłem poszukać czegoś kompleksowego. Chociaż, jak tak sobie dokładniej przypomnę całą sytuację to raczej nie skłoniła mnie do tego moja przewrotność, a bardziej "zbytnia dbałość" pacjentki o stronę ekonomiczną transakcji, która miała nastąpić. W takiej sytuacji przychodzą nam z pomocą preparaty złożone. Mamy ich sporo na półkach aptecznych, ale tak jakoś dziwnie się składa, że czym większa ich różnorodność, tym mniej takich, które są naprawdę skuteczne i to nawet nie ogranicza się tylko i wyłącznie do zależności procentowej, która byłaby zrozumiała w sytuacji kiedy producenci suplementów diety powstają jak przysłowiowe grzyby po deszczu (chciałoby się powiedzieć BORowiki). Tylko mam wrażenie, że znaczna część firm, chcąc sprostać narzuconym przez konkurencję wymogom rynkowym, zaczyna przedkładać dbałość o cenę produktu nad względy jakościowe. No ale mam kilku sprawdzonych producentów, którzy oferują naprawdę dobrej jakości produkty, więc rozpocząłem poszukiwania właśnie od nich. Kompilacja wapnia i magnezu jest bardzo popularna, trzecim jej składnikiem jest zazwyczaj cynk, jednak w przypadku mojej pacjentki bardziej wskazane wydało się zastosowanie połączenia z BOREM.

Dlaczego właśnie z borem?

Pacjentka dla której była wystawiona wspominana recepta to nastolatka ze stwierdzonym młodzieńczym zapaleniem stawów. Wiek świadczy o zwiększonym zapotrzebowaniu na składniki mineralne. Właśnie połączenie wapnia, magnezu i boru było właściwe dla niej. Bor w tym połączeniu zapewnia lepsze wykorzystanie wapnia i magnezu. Ogranicza utratę tych minerałów, poprawia wbudowywanie wapnia w kości. Poprzez wpływ na pracę wielu kanałów jonowych przyspiesza ustępowanie obrzęków i stanów zapalnych. Istnieje jeszcze wiele bezpiecznych składników, które wywierają silny efekt przeciwzapalny, o jednym z takich ciekawych połączeń witaminowo-mineralnych opowiem już niebawem. Wywierany efekt przeciwzapalny pozwala na zmniejszenie dawek stosowanych silnych klasycznych leków (trzeci przepisany lek mojej pacjentki), które obarczone są ryzykiem wystąpienia działań niepożądanych lub też bardzo często na ich całkowite odstawienie. Wspomniane minerały wapń i magnez odgrywają istotną rolę w procesie skurczu włókien mięśniowych - wapń generuje skurcz, magnez - rozluźnienie miocytów, bor natomiast wykazuje inną bardzo ciekawą aktywność dotyczącą tkanki mięśniowej.

Niemal jak po testosteronie

Związki boru wykazują działanie stymulujące rozwój tkanki mięśniowej porównywalne z efektami jakie uzyskuje się po zastosowaniu testosteronu. Przy dobraniu odpowiednich dawek możemy osiągnąć pożądany efekt i na pewno będzie to kuracja znacznie bezpieczniejsza i łatwiejsza do przeprowadzenia niż zastosowanie terapii testosteronowej, ingerującej w układ hormonalny. Przeprowadzone na trzodzie chlewnej badania potwierdziły tą aktywność związków boru, zwiększając masę świń, u których włączono suplementację o 8% w porównaniu z grupą kontrolną. Na szczęście w Polsce jest zakaz dodawania związków boru do pasz dla zwierząt. Zważywszy na to jak wygląda w naszym kraju przestrzeganie norm dotyczących upraw i hodowli, na pewno mielibyśmy do czynienia z nadużyciami w celu osiągnięcia większej wydajności. A niestety stosowanie związków boru również może wiązać się z pewnym ryzykiem. W większych dawkach wykazują one działanie toksyczne, zwłaszcza niebezpieczne są dla niemowląt i dzieci. Moja nastoletnia pacjentka przy zachowaniu zaleconego dawkowania bez obawy może stosować polecony przeze mnie preparat zawierający 1mg boranu sodu, jednak gdy mielibyśmy na co dzień do czynienia z wieprzowiną pozyskiwaną z trzody karmionej paszą o zawartości przekraczającej dozwolone normy wtedy pojawiłby się poważny problem. Zwłaszcza, że Polska, jak dobrze wiemy, jest krajem w którym zarówno produkcja, jak i spożycie wieprzowiny są dominujące (60% całego rynku mięsnego).

O toksyczności boru słów kilka

W dużych dawkach, przekraczających 200mg na dobę, bor stosowany przewlekle ulega kumulacji w ustroju. W ciągu 2 dni organizm jest w stanie usunąć jedynie połowę zażytej dawki. Bor odkłada się w mózgu, śledzionie, nerkach, tkance tłuszczowej i wątrobie. Powoduje uszkodzenie komórek wątroby, nerek oraz neuronów. Przyjęcie dawki przekraczającej 100mg związków boru na 1 kg masy ciała jest dla człowieka śmiertelne. Objawami zatrucia borem są: zaczerwienienie skóry, wybroczyny, złuszczanie skóry, wysięk, pokrzywka, pęcherze skórne, wymioty, biegunka, skurcze mięśni, zatrzymanie moczu, spadek ciśnienia krwi, utrata świadomości, śpiączka, drgawki, wypadanie włosów, zgon z porażenia centralnego układu nerwowego. Bor działa teratogennie, dlatego zaleca się zachowanie szczególnej ostrożności w okresie ciąży i unikanie preparatów zawierających związki boru. Dotyczy to również wszystkich postaci do użytku zewnętrznego (zasypki, maści, pasty, zawiesiny z kwasem borowym, boraksem itd.) ponieważ bor bardzo łatwo i szybko przenika przez skórę oraz błony śluzowe do krwi, zwłaszcza w miejscach uszkodzonych.

Jak widzicie zastosowałem zabieg inspirowany konstrukcją, każdej profesjonalnej ulotki dołączanej do leku. Producenci zabezpieczają się w ten sposób przed kosztami związanymi z ewentualnymi procesami sądowymi w przypadku wystąpienia u pacjenta, jakiegoś efektu ubocznego nie ujętego w części "Możliwe działania niepożądane". Dla omawianego boru jak widzicie też dosyć pokaźna lista się uzbierała.

Historia Farmacyi

W obawie przed wszystkimi zagrożeniami jakie stwarza bor, praktycznie całkowicie wycofana została z użycia bardzo skuteczna maść na odparzenia stosowana jeszcze do niedawna na wielu oddziałach pediatrycznych i wytwarzana w aptekach jako lek apteczny (kiedy jeszcze coś takiego w ogóle funkcjonowało, bo obecnie wszelkie próby "produkowania" czegokolwiek w aptece zostały prawnie zabronione). Znajdujący się w jej składzie boraks użyty został ze względu na jego działanie antyseptyczne. Może w przypadku niemowlaków faktycznie ryzyko jest zbyt duże i lepiej poszukać innego skutecznego sposobu przeciwdziałania odparzeniom, jednak w przypadku obłożnie chorych pacjentów, głównie geriatrycznych, gdy mamy do czynienia z tego typu dolegliwościami warto poprosić lekarza o przepisanie recepty na ten niezwykle skuteczny lek recepturowy, gdyż jak wspomniałem powyżej jest to obecnie jedyny legalny sposób na pozyskanie leku wytworzonego w aptece (realizacja recepty lekarskiej). Dzięki uprzejmości znanego wszystkim, głównie ze skrzynek pocztowych pacjenta Jana Nowaka przedstawiam obok przepis na wspomnianą maść. Ponieważ 100g maści zawiera 800mg boraksu, przy miejscowym stosowaniu na niedużą powierzchnię skóry przy zachowaniu bezpiecznych dawek osiągnie się zamierzony efekt leczniczy. Tak w ogóle to moim zdaniem większe zagrożenie stanowią dla naszego organizmu wszystkie te cudowne substancje, którymi szpikowana jest żywność w celu poprawy jej trwałości, walorów smakowych i zapachowych, a co najważniejsze z punktu widzenia konsumenta ceny. Na działanie tych substancji jesteśmy narażeni na co dzień, a nie jak to ma miejsce w przypadku omawianych związków boru tylko w trakcie krótkotrwałej kuracji leczniczej. Potwierdzeniem mojej teorii będą doskonale pasujące do tego właśnie akapitu słowa ojca toksykologi Paracelsusa:

łac. "Dosis facit venenum"

"Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną"



POZOSTAŁE:

Ekscytujący minerał (SELEN)

The ARMY of BROM

"WIELKIE" odkrycie polskich naukowców (ITR)

Purple Haze (JOD)

POTA(to)S(to)POTAS